niedziela, 29 maja 2022

"Społeczeństwo nadzorowane" — o Internecie

Tytuł:           Społeczeństwo nadzorowane
Tytuł oryginału: Dragnet Nation           
Autor:           Julia Angwin             
Wydawnictwo:     PWN                      
Rok 1. wydania:  2014                     

Podtytuł: "W poszukiwaniu prywatności, bezpieczeństwa i wolności w świecie permanentnej inwigilacji". Polski tytuł wydaje się być clickbaitem — w treści nie ma nic o społeczeństwie. Książka opowiada o krucjacie Autorki zmierzającej do uwolnienia się od zostawiania mnóstwa informacji o sobie w Internecie. Angielski tytuł o wiele lepiej pasuje do zawartości.

Autorka jest amerykańską dziennikarką, a nie naukowcem i to widać na każdym kroku. Nie dzieli się z czytelnikiem użyteczną dla niego wiedzą, tylko opowiada o sobie. Dostajemy więc dość szczegółowy opis czynności, wrażeń i spotkań związanych z rezygnacją lub ograniczeniem używania Twittera, Facebooka, wyszukiwarki Google itd.

Nie wiedzieć czemu Angwin czuje się zmuszona do spotkania z niemal każdym szefem firmy, która wytworzyła używane oprogramowanie. Przy tym dokładniej relacjonuje wygląd rozmówcy (ten kościsty, tamten szatyn) niż treść rozmowy.

Wszystko dotyczy Stanów Zjednoczonych. OK, zdaję sobie sprawę, że w Polsce jest podobnie, ale... Skoro książka opowiada głównie o spotkaniach z menedżerami z Doliny Krzemowej, to jaki pożytek wyciągnie z niej rodzimy odbiorca? Tym bardziej, że między amerykańskim i polskim wydaniem minęło pięć lat i większość tych start-upów pewnie już nie istnieje.

Jedyna ciekawa informacja, którą zapamiętałam, to taka, że akta Stasi zebrane w pocie czoła przez tłumy współpracowników na temat jakiegoś śledzonego obywatela to pikuś w porównaniu z informacją dostępną bez wysiłku na Facebooku czy Linkedin. Daje do myślenia. A wtedy jeszcze chyba rzadko kto słyszał o Pegasusie...

Mnóstwo źródeł w przypisach, ale wydaje mi się, że to przede wszystkim artykuły prasowe i internetowe.

Podsumowując — książka mnie rozczarowała. Tym bardziej, że wydało ją PWN. No, gdzie tu ta nauka z nazwy? W ogóle odnoszę wrażenie, że sektor książek popularnonaukowych w ostatnich latach schodzi na psy.

Sporo usterek językowych. Literówki, czasami chyba w zdaniu brakło jakiegoś słowa...

środa, 25 maja 2022

"Drzewo wspomnień" — urwane zakończenie

Tytuł:          Drzewo wspomnień                             
Autor:          Magdalena Lewandowska, Małgorzata Lewandowska
Tom:            1                                            
Wydawnictwo:    Genius Creations                             
Rok 1. wydania: 2018                                         

Zirytowało mnie zakończenie, które kończy się dwoma cliffhangerami. Po czymś takim powinien następować kolejny rozdział, a nie napisy końcowe (czy tam reklamy innych książek). Zdaję sobie sprawę, że to dopiero pierwszy tom (acz na okładce nie ma o tym wzmianki), ale pewnie dałoby się domknąć chociaż niektóre wątki. W Trylogii Sienkiewicza każda część stanowi zamkniętą opowieść — bohater albo odzyskuje narzeczoną wraz z perspektywą długiego i szczęśliwego życia, albo ginie, rozwiewając wątpliwości. Można?

A tu w końcówce dwa tajemnicze plany dochodzą do punktów kulminacyjnych, w dwóch krajach zbierają się dwa tłumy na krawędzi przełomowej decyzji i... I zostajemy z licznymi tajemnicami. Znaczy, można z dużą dozą pewności obstawiać, kto przeżyje i jakie decyzje zostaną podjęte, ale nie o to chodzi, żeby czytelnik przewidywał akcję, zanim sięgnie po następny tom.

Interesująca koncepcja rodzinnych zaświatów. Podobało mi się również osadzenie fabuły w słowiańskim świecie (niezupełnie, bo religia inna, a magia rządzi, jednak skojarzenia bardzo liczne). Zawsze ta koszula jest mi jakoś bliższa. Niby mapka nie wykazuje uderzającego podobieństwa, ale nietrudno się domyślić, jaki kraj należy utożsamiać z Daborem.

Młodociana i wybitnie utalentowana bohaterka nadaje powieści cechy YA. Cóż, przeważnie czyta się przyjemnie. Chociaż Saja zbliża się niebezpiecznie blisko do bycia Mary Sue.

Zgrzytnęło mi, że kobieta, której córka zmarła wkrótce po narodzinach i która nie miała więcej dzieci, jest czyjąś przodkinią. 

Trafiają się literówki, ale nie jakoś nagminnie.

sobota, 21 maja 2022

"Supełki i krzyżyki" — szkocko

Tytuł:           Supełki i krzyżyki
Tytuł oryginału: Knots and Crosses 
Autor:           Ian Rankin        
Wydawnictwo:     Albatros          
Rok 1. wydania:  1987              

Kryminał, z akcją rozgrywającą się w szkockim Edynburgu. Tę szkockość wyraźnie czuć — nawet pogoda bardzo przypomina to, co widziałam niegdyś podczas wyjazdu. Mokro i ponuro. A do tego seryjny morderca, który obrał sobie za cel nastoletnie dziewczynki.

Ogólny zarys fabuły nawet ciekawy, ale odniosłam wrażenie zbyt dużego stężenia naciąganych zbiegów okoliczności. Bardzo wiele wydarzeń zachodzi tak, żeby akurat wypadło to korzystnie dla fabuły. No, życzeniowo... OK, zawód brata protagonisty można wybrać dowolnie. Ale fakt, że ten człowiek znalazł się pod ręką w najodpowiedniejszym momencie, trudno jest jakoś logicznie uzasadnić inaczej niż stwierdzeniem, że bez tego nie mógłby wykonać swojego zadania.

Do kompletu mamy przegapianie oczywistych powiązań między ofiarami aż do w zamierzeniu emocjonującej końcówki, protagonista odbierający ten jeden ważny telefon z morza nieistotnych (chociaż wcale się tym nie zajmował) itp. Na jeden, góra dwa korzystne zbiegi okoliczności można przymknąć oko. Ale na większy tłum już trudno.

Protagonista mnie trochę rozczarował. Niby taki zapracowany, ale zawsze znajdzie czas, żeby pójść do knajpy na kilka piw albo zaciągnąć jakąś babę do łóżka. Sprawia wrażenie kulturalnego, jednak rozrywki ma prymitywne. No i nie lubię, kiedy bohater, zwłaszcza pozytywny, chlapnie sobie drinka lub dwa, a potem bez oporów siada za kierownicą.

Zapewne niedociągnięcia można złożyć na fakt,że to pierwsza powieść Autora. Mam nadzieję, że później się wyrobił. I że przestał we wstępie zdradzać zbyt wiele.

Nie zauważyłam wpadek językowych.

środa, 18 maja 2022

"Supernawigatorzy" — o zwierzętach

Tytuł:           Supernawigatorzy                        
Tytuł oryginału: Supernavigators                         
Autor:           David Barrie                            
Wydawnictwo:     Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Rok 1. wydania:  2019                                    

Podtytuł brzmi "Jak zwierzęta odnajdują drogę" i wszystko jasne. Książka opowiada o rozmaitych zwierzętach, które zaskakują swoją zdolnością do odnalezienia drogi do, niekiedy bardzo odległego, upatrzonego punktu. Może to być również miejsce, którego dany osobnik nigdy w życiu nie poznał.

Bo jakby się tak zastanowić... Jak właściwie gołębie to robią, że potrafią trafić do domu z miejsca, w którym dotychczas nigdy nie były, a drogę do niego przetrwały w nieprzezroczystym a szczelnym pojemniku lub wręcz nieprzytomne?

Książka została podzielona na dwadzieścia siedem rozdziałów, każdy poświęcony zagadnieniu lub gatunkowi. Te zagadnienia nieco się pokrywają, więc konstrukcja sprawia wrażenie bardziej luźnej niż formalnej. Na końcu rozdziałów zamieszczono dodatkowe akapity opowiadające o ciekawostkach, które nie zmieściły się w treści.

Zgromadzone przykłady zaskakują i dają do myślenia. Kto by przypuszczał, że motyle przemierzają całe kontynenty w ramach sezonowych migracji? Że mrówki w ich niewielkich móżdżkach w jakiś sposób zliczają kroki? Dowiedziałam się, że zwierzęta mogą wykorzystywać cały wachlarz technik, o które trudno je podejrzewać — mapy zapachowe, inklinację magnetyczną, polaryzację światła... W porównaniu z nimi współczesny człowiek pozbawiony GPS jest jak dziecko we mgle.

Książka napisana w przystępny sposób, czyta się łatwo i przyjemnie. Na końcu zamieszczono wybraną bibliografię (dwie strony), przypisy (te zawierają więcej odniesień do literatury, ale są mniej wygodne w użyciu) oraz indeks. Nie ma ilustracji. Może nie są niezbędne (w końcu nie trzeba rysować mrówki), ale dodatkowo uatrakcyjniłyby pracę.

Gdzieś mignęła mi literówka.

czwartek, 12 maja 2022

"Krew i stal" — męskie fantasy

Tytuł:          Krew i stal   
Autor:          Jacek Łukawski
Tom:            1             
Wydawnictwo:    SQN           
Rok 1. wydania: 2016          

Pierwszy tom cyklu "Kraina Martwej Ziemi". Martwa Ziemia (zwana także martwicą) to obszar objęty zwichrowaną magią. Cokolwiek przekroczy jego granicę — umiera. Koncepcja wydaje mi się interesująca, ale została pokazana tylko z jednej strony — militarnej.

To bardzo męska książka. Bohaterami są głównie mężczyźni, w olbrzymiej większości żołnierze. Wykonują rozkazy, maszerują, walczą. Zwłaszcza opisów walk jest dużo. Kobiety występują tylko na dalszych planach — któryś z mężczyzn się w kimś zakochał, ktoś miał żonę, kogoś leczyła zielarka... Nie wydaje się, że mają większy wpływ na fabułę niż konie.

Jak dla mnie, to wszystko oznacza, że świat wygląda ubogo. Owszem, oparty na interesującym koncepcie, ale nie widać, jak martwica wpłynęła na gospodarkę, na handel, na religię. A przecież jakoś musiała. Fakt, ludzie znajdujący się na pechowym terenie zmarli. Ale co z pozostałymi? W jaki sposób dostosowali się do zmian?

Bardzo dużo bohaterów, w gruncie rzeczy podobnych do siebie, stojących po jednej lub drugiej stronie. Żołnierze strasznie mi się mylili, szczególnie ci na literę A. Postacie parające się innymi zawodami na tym tle stawały się bardzo wyraziste — żerca, nauczyciel, nawet karczmarz... Jak plama żywego koloru jednolitym mundurze.

Pod względem językowym słabo — sporo tu błędów różnych rodzajów, niekiedy ordynarnych ortografów (czyhać przez ch?!). Nieprawidłowe konstrukcje zdań, błędy w zapisie dialogów, powtórzenia, brak słowa... Może nie roiło się od byków na każdej stronie, ale ich szeroki wachlarz sprawia niekorzystne wrażenie. Na dobitkę "wyforsować" używane było w miejscach, gdzie raczej pasowałoby "wysforować".

sobota, 7 maja 2022

"Ch...owa Pani Domu" — zbiór notatek

Tytuł:          Ch...owa Pani Domu 
Autor:          Magdalena Kostyszyn
Wydawnictwo:    Flow Books         
Rok 1. wydania: 2016               

Tytuł obiecuje co innego niż zawiera książka. Spodziewałam się (anty)porad na temat prowadzenia domu. A dostałam zbiór wypowiedzi na bardzo różne tematy. Od typów teściowych, przez rozmowę kwalifikacyjną do dziwacznych świąt (dzień ręcznika itp.). No, odnoszę wrażenie, że większość była nie na temat.

Trochę to wyglądało, jakby Autorka prowadziła bloga, w którym omawia rozmaite, akurat irytujące ją zjawiska. Aż pewnego pięknego dnia postanowiła zrobić z tego książkę, więc zebrała wszystko do kupy, opatrzyła jakimś chwytliwym tytułem i ruszyła na poszukiwanie wydawcy.

Do tego felietoniki są niekonsystentne. Najpierw opis porannej wyprawy z dziećmi do przedszkola, a kilkadziesiąt stron później żale, że kobiety bezdzietne są dyskryminowane w miejscu pracy (ja tam nic podobnego nie zauważyłam, ale może słabo szukałam). Jeszcze później — że przy okazji rodzinnych spędów ciotki nagabują ją o potomstwo, bo tu już trzydzieści lat... To jak w końcu z tymi dziećmi?

Albo Autorka próbuje uchodzić za ekspertkę w sprawach, na których się nie zna, albo za bardzo się wygłupia i lubi sobie czasami coś zmyślić.

Uważa się za marną gospodynię — jak sugeruje tytuł. No cóż... Ja mam w domu taki bałagan, że pewnie bałaby się do mnie wejść z obawy, że przyklei się do podłogi. Z mojego miejsca na spektrum to Kostyszyn wygląda na całkiem przeciętną panią domu.

Styl bardzo sympatyczny — wesoły, lekki. Trafiają się wulgaryzmy, ale jakoś nie rażą. Zapewne to lekkie tło sprawia, że bluzgi dobrze się w nie wtapiają.

Pod względem językowym nie jest źle — zauważyłam jedną literówkę.

wtorek, 3 maja 2022

"Dylemat" — obyczajówka

Tytuł:           Dylemat    
Tytuł oryginału: The Dilemma
Autor:           B. A. Paris
Wydawnictwo:     Albatros   
Rok 1. wydania:  2019       

Nie wiem, kto postawił tę książkę na półce z kryminałami i powieściami sensacyjnymi, nie wiem, czym się kierował, ale zrobił powieści krzywdę. A i mnie podpadł. To najzwyklejsza obyczajówka, tyle że z wypadkiem samolotowym w tle.

Rozdziały są pisane na przemian — z punktu widzenia żony i męża. Akcja toczy się w dniu czterdziestych urodzin żony. Bohaterowie mnie denerwowali, szczególnie kobieta. Nie rozumiem, co ten facet w niej widzi. Ja bym się z nią nie dogadała. Nie wyobrażam sobie, jak można przez dwadzieścia lat planować przyjęcie urodzinowe. Baba podporządkowała temu prawie całe życie, nawet dom wybierała pod tym kątem. Kupować dom dla jednego dnia? Chore!

Mąż też miał swoje za uszami, ale przeważnie usiłował grac fair (chociaż już mniej wobec syna), zachowywał się bardzo szlachetnie (acz na początku małżeństwa musiał być niesamowicie wkurzający). A przede wszystkim — jakimś cudem wytrzymywał z tą zafiksowaną na urodzinach żoną.

Bohaterka jest totalnie obca mojej duszy. Patrzenie na świat jej oczyma (narracja pierwszoosobowa) było dla mnie tak męczące, że nie dałam rady doczytać do końca.

Nie zdążyłam wypatrzyć usterek.