niedziela, 29 marca 2020

"Cujo" — obyczajowy thriller

Tytuł:           Cujo        
Tytuł oryginału: Cujo        
Autor:           Stephen King
Wydawnictwo:     Albatros    
Rok 1. wydania:  1981        

Zapowiadało się interesująco — potwór z dziecięcej szafy, której drzwi niekiedy same się otwierają — ale stopniowo przeszło w thriller z duża ilością obyczajówki. Na pierwszy plan wybijają się trzy wątki: pies chory na wściekliznę, zdrada małżeńska w pakiecie z mściwym kochankiem i kłopoty w pracy. Ten pies to jeszcze w miarę rzadko spotykane zjawisko, ale reszta — nuuuuda. Fantastyka praktycznie znika, zostają tylko drobiazgi; przeczucia, słowa wymamrotane przez sen, drzwi od szafy... Jeśli to miał być realizm magiczny, to bardzo delikatny.

Przesłanie wbijane młotkiem przez całą powieść — wydaje mi się raczej banalne. Oczywiście, że można było uniknąć katastrofy. Prawie zawsze można, ale nigdy nie wiadomo, które drobiazgi okażą się ważne. "Gdybym ja przed interesem miał taką głowę do interesów, jak moja żona po interesie, to ja byłbym bardzo bogaty człowiek".

Jasne, w wielu momentach można było przerwać ten łańcuch zdarzeń — zadzwonić, ostrzec, zadać pytanie, zwrócić uwagę na pierwsze symptomy. Tylko trzeba było nie zapomnieć o telefonie, nie bać się wrednej reakcji męża i ojca, mieć mniej promili we krwi...

Irytowała mnie Donna. Nie wiem, na ile to typowa amerykańska matka lat osiemdziesiątych. Ale głupia strasznie. Przyzwyczajona, że wszystkie problemy rozwiązuje mąż, odwykła od myślenia. W sytuacji zagrożenia wrzeszczy na syna, jakby to on był winien. I nie może wpaść na to, że jeśli samochód nie chce zapalić, to można go przepchnąć bez używania silnika.

Syn też dziwny. Czterolatek. Czasem nie rozumie prostych rzeczy, a czasem analizuje nad wyraz dojrzale, w myślach używa raczej trudnych słów i pamięta niezbyt ważne wydarzenie sprzed roku. Mam wrażenie, że takie maluchy słabo kojarzą, gdzie spędziły poprzednie wakacje, a co dopiero spotkanie wyjątkowo dużego psa.

Jak często u Autora, zwraca uwagę szczegółowość opisów. Bohaterowie nigdy nie zapalają bliżej nieokreślonego papierosa, nie wsiadają do jakiegoś samochodu, nie jedzą byle jakiej kanapki. To zawsze musi być lucky strike, stary jaguar, pastrami na ciemnym pieczywie itp...

Nie mam zastrzeżeń do języka. Rzemieślnikiem King jest dobrym, tłumacz też sobie poradził.

piątek, 27 marca 2020

Finkla pisze — "W głębi snów"

Tytuł:          W głębi snów  
Autor:          Antologia     
Wydawnictwo:    Zapomniane Sny
Rok 1. wydania: 2020          

Dzisiaj ukazał się zbiór opowiadanek "W głębi snów". To część większego projektu, pierwszy tom z (miejmy nadzieję) serii.

Co ważne: antologia jest dostępna na zasadach charityware – można ją pobrać za darmo, ale czytelnicy proszeni są o zaglądnięcie na stronę fundacji Synapsis, zapoznanie się z jej działalnością i wsparcie dobrowolną dotacją. Synapsis zajmuje się tematyką spektrum autyzmu, m.in. wspierając rodziny z dziećmi autystycznymi.
Co ważne: antologia jest dostępna na zasadach charityware – można ją pobrać za darmo, ale czytelnicy proszeni są o zaglądnięcie na stronę fundacji Synapsis, zapoznanie się z jej działalnością i wsparcie dobrowolną dotacją. Synapsis zajmuje się tematyką spektrum autyzmu, m.in. wspierając rodziny z dziećmi autystycznymi.A
Antologia jest dostępna na zasadach charityware — można pobrać za darmo (ze strony projektu), ale zachęcamy do odwiedzenia również strony Fundacji Synapsis, która zajmuje się tematyką spektrum autyzmu, i wsparcia jej dotacją.
Co ważne: antologia jest dostępna na zasadach charityware – można ją pobrać za darmo, ale czytelnicy proszeni są o zaglądnięcie na stronę fundacji Synapsis, zapoznanie się z jej działalnością i wsparcie dobrowolną dotacją. Synapsis zajmuje się tematyką spektrum autyzmu, m.in. wspierając rodziny z dziećmi autystycznymi.
Co ważne: antologia jest dostępna na zasadach charityware – można ją pobrać za darmo, ale czytelnicy proszeni są o zaglądnięcie na stronę fundacji Synapsis, zapoznanie się z jej działalnością i wsparcie dobrowolną dotacją. Synapsis zajmuje się tematyką spektrum autyzmu, m.in. wspierając rodziny z dziećmi autystycznymi.

Antologia "W głębi snów" to rezultat zorganizowanego na portalu Nowej Fantastyki konkursu pod tym samym tytułem. Opowiadania miały być krótkie, w dwóch kategoriach — do 1000 i 2000 słów.

Okładka wygląda tak:




Wśród dwudziestu sześciu szortów znalazł się i mój — "Latający dywan". W ramach konkursu pojawił się na portalu Nowej Fantastyki, o tutaj i niektórzy mogą tekścik już znać. Opublikowana wersja przeszła proces redakcji i korekty, więc może się nieco różnić.

Antologia dostępna jest w formatach PDF, ePUB i MOBI.

Oczywiście zachęcam do przeczytania, wsparcia Synapsis i podzielenia się opiniami. :-)

wtorek, 24 marca 2020

"Zwodniczy punkt" — schematy

Tytuł:             Deception point
Tytuł tłumaczenia: Zwodniczy punkt
Autor:             Dan Brown      
Wydawnictwo:       Corgi Books    
Rok 1. wydania:    2001           

Browna nie należy czytać zbyt często, bo okazuje się, że ogrywa ciągle ten sam schemat. Wydawało mi się, że czekałam wystarczająco długo, ale nie — ciągle zbyt dobrze pamiętam inne książki. Powtarza się to samo: piękna, niegłupia kobieta i inteligentny, niebrzydki mężczyzna (wyjątkowo, to nie Robert Langdon). Mierzą się z organizacją — silną, bezwzględną i zdecydowaną, żeby postawić na swoim. Wystarczająco zdeterminowaną, żeby chcieć zabić każdego, kto spróbuje jej przeszkodzić. Jest również sprytnie pomyślana zagadka, na szczęście inna niż poprzednio.

Tym razem trwa kampania prezydencka w USA. Ważną sprawą stała się w niej NASA — kandydat (wredny i kłamliwy) twierdzi, że organizacja zużywa zbyt wiele pieniędzy podatników i niemal nic nie daje w zamian. Kończący pierwszą kadencję prezydent — że nie można oddać badań kosmicznych wolnemu rynkowi, bo zamiast dokonywać odkryć, zaczną tam śmiecić i budować hotele. Tak po prawdzie, to żaden z nich nie zasługuje na fotel prezydencki, ale cóż... Matka Teresa z Kalkuty nie startowała w wyborach.

W tej sytuacji NASA dokonuje niezwykłego odkrycia. Urzędujący prezydent sądzi, że samo to uzasadnia każdy dolar wydany na nią w przeszłości. Z drugiej strony — to zbyt piękne i zbyt potrzebne akurat w tym momencie, żeby mogło być prawdziwe.

Niby wiadomo, że powinno się kibicować tym bezbronnym ludziom, którzy próbują przeżyć mimo tego, że coś zobaczyli i czegoś się domyślili, ale to już tyle razy było... No i w sumie — nie bardzo obchodzi mnie, kto ostatecznie zostanie prezydentem USA. Szczególnie w obliczu ostatniego wyboru Amerykanów.

Ale póki się czyta, a nie zastanawia nad innymi książkami, prawdopodobieństwem  zdarzeń, polityką — jest napięcie, jest pewna egzotyka, są ucieczki o włos, ciekawe kawałki informacji, Chociaż nie wydaje mi się, że kiedy ktoś strzela do człowieka lodowymi kulkami, to właśnie wtedy jest najwłaściwsza chwila, żeby przypominać sobie, co adrenalina robi z ludzkim organizmem.

Trochę za dużo opisów technicznych wykorzystywanego sprzętu. Właściwości i ich znaczenie dla użytkownika jeszcze mogą być interesujące, ale marki (czasami wielokrotnie powtarzane), osiągi (a jaką ogniskową miały soczewki w noktowizorze) zakrawają o product placement.

czwartek, 19 marca 2020

"Pompeje" — interesująco

Tytuł:           Pompeje. Życie rzymskiego miasta 
Tytuł oryginału: Pompeii: The Life of a Roman Town
Autor:           Mary Beard                       
Wydawnictwo:     Rebis                            
Rok 1. wydania:  2008                             

Książka w interesujący sposób opowiada o tym, co dotychczas udało się nam wywnioskować o życiu w rzymskim miasteczku na podstawie wykopalisk w Pompejach. To nie przewodnik, raczej praca popularnonaukowa. Podzielona na dziewięć rozdziałów, każdy zagłębia się w inny aspekt — od zabudowy do religii.

Podziw może budzić pomysłowość badaczy. Na podstawie rys na kamieniach na drogach (coś w rodzaju pompejańskich przejść dla pieszych) wywnioskowano, że ulice często były jednokierunkowe. Wszystko może mieć znaczenie, nawet sposób, w jaki rozchlapał się tynk malarzy pracujących w jednym z domów w momencie kataklizmu.

Czasem rozumowanie jest mocno naciągane — trudno sądzić, kto był właścicielem domu na podstawie wydrapanego napisu. Albo znalezionego sygnetu. Ale jak się nie ma lepszych źródeł...

Poznajemy losy poszczególnych ludzi, budynków, malowideł. Trochę czytamy narzekań na osiemnastowiecznych archeologów i ich metody. Ciekawe, co za sto lat będą sądzić o naszym podejściu. Na pewno okaże się barbarzyńskie.

Czyta się przyjemnie. Nie dostajemy ani suchego wykładu, ani ogólników znanych każdemu maturzyście. To próba maksymalnego zbliżenia się do zwykłego pompejańczyka. Sporo ciekawych informacji, popartych przykładami. Interesujące mogą być różnorodne genezy nazw nadawanych odkopywanym domostwom.

Książka zawiera dużo ilustracji; czarno-biało fotografie i rysunki oraz dwie wkładki z kolorowymi zdjęciami. Nawet nie wiedziałam, że niektóre obrazki, które kojarzę z podręczników historii, pochodzą z Pompejów. W sumie logiczne...

Dużo dodatków, które mogą się przydać: plan Pompejów, garść wskazówek dla turystów odwiedzających to miasto, lektura uzupełniająca, bibliografia, indeks...

Pod względem językowym jest nieźle, ale trafiają się zdania, w których nie wiadomo, co jest podmiotem, a co dopełnieniem. Jak w przykładzie "Samochód wyprzedził motocykl" — i teraz nie mam pojęcia, co jedzie z przodu.

sobota, 14 marca 2020

"Heroizm dla początkujących" — parodia

Tytuł:           Heroizm dla początkujących
Tytuł oryginału: Heroics for Beginners     
Autor:           John Moore                
Wydawnictwo:     Red Horse                 
Rok 1. wydania:  2004                      

Moore nabija się z wielu rzeczy, niemal jak leci. Przede wszystkim — z poradników, dzięki którym rzekomo momżna nauczyć się wszystkiego. Na okładce między innymi krótka "reklama" poradnika, który odgrywa niepoślednią rolę w powieści: "Uśmiercanie smoków, ratowanie dziewic i walka ze złem w sześciu łatwych krokach. Gwarantowany sukces lub zwrot pieniędzy". Wygląda znajomo? ;-)

Obrywa się także sztampie — bajkowym królestwom, wieszczkom, zawodowym bohaterom, ich wesołkowatym pomagierom, barbarzyńskim wojownikom i wojowniczkom, starożytnym artefaktom, piekielnym machinom, szwarccharakterom... Ten ostatni typ został chyba najmocniej obśmiany. Bo i niełatwo zostać Czarnym Arcylordem. Kopanie psów (wymóg gildii) jest upierdliwe, ale jeszcze wykonalne. Za to ile problemów pojawia się przy obowiązkowym doprowadzeniu sierocińca do bankructwa!

Autor wyżywa się również na mocno ogranych chwytach — przeniknięcie do niezdobytej twierdzy przez szyb wentylacyjny, uwiedzenie Demonicznej Asystentki, odwrócenie polaryzacji w piekielnej machinie... Nawet Harry Potter dostał rykoszetem — Czarnym Arcylordem jest ten, którego imię należy wymawiać. I jeszcze parę innych motywów.

Fabuła pełna zwrotów akcji. Niby role jasno określone, ale nie każdy jest tym, kim wydaje się być.

Główni bohaterowie sympatyczni. Dobrzy, ale z wadami (zwłaszcza księżniczka nie jest ich pozbawiona). Można kibicować im oraz rozkwitającym między parą uczuciom... Zaraz, zaraz, czy to aby nie jest okropnie oklepany motyw?

Ogólnie — inteligentna i zabawna lekturka.

Nie zauważyłam wpadek językowych.

poniedziałek, 9 marca 2020

"Szwindel" — multum postaci

Tytuł:          Szwindel   
Autor:          Jakub Ćwiek
Wydawnictwo:    Marginesy  
Rok 1. wydania: 2019       

Na okładce stoi, że to kryminał, ale chyba nie do końca. Nie ma śledztwa, zgadywania, "kto zabił". Jest tytułowy szwindel (a właściwie kilka) i na ogół poznajemy sprawę na bieżąco, doskonale wiedząc, kto bierze udział w przekręcie.

Po kartkach przewija się multum postaci — pomysłodawcy poszczególnych szwindli, ludzie bezpośrednio zaangażowani w wyciąganie pieniędzy, całe grupy wspierające, ofiary... Zdarza się, że ktoś należy i do jednej grupy, i do drugiej. Nie ma za to wyraźnego głównego bohatera. A to ten wybija się na pierwszy plan, a to tamta. Dopiero po zakończeniu lepiej widać, kto ciągle był w centrum wydarzeń.

Trudno się w tych wszystkich postaciach połapać. Tym bardziej, że niektórzy często zmieniają imiona. Nie tylko na potrzeby akcji, ale również w życiu prywatnym. Chyba najłatwiej kibicować mniej lub bardziej przypadkowym ofiarom, ale o nich akurat dowiadujemy się stosunkowo mało.

Przy okazji wątki też zostają poszatkowane. Coś ważnego urywa się na cliffhangerze, a potem ginie na kilkadziesiąt stron. Przez ten czas sprawa jakby blaknie i traci na znaczeniu. Jednak fabuła w sumie satysfakcjonująca.

Sporo zwykłej obyczajówki — kłótnie kochanków, rozstania i powroty. No, w pewnym stopniu te rzeczy są uzasadnione fabularnie, jednak wprowadzały jeszcze większy mętlik w postaciach. Nie pamiętałam, kto jest czyim mężem, czyją dziewczyną...

Język raczej prosty, bez fajerwerków, ale porządny. Nie rzuciły mi się w oczy żadne usterki.

środa, 4 marca 2020

"Mythos" — uwspółcześnione mity

Tytuł:             Mythos       
Tytuł tłumaczenia: Mythos       
Autor:             Stephen Fry  
Wydawnictwo:       Penguin Books
Rok 1. wydania:    2017         

Uwspółcześniona i zbeletryzowana wersja mitów greckich Akcja rozgrywa się, zgodnie z tradycją, w wieku srebrnym, złotym lub jeszcze wcześniej, ale bohaterowie zachowują się jak postaci z seriali. Jeśli młody bóg nie dostaje czegoś, na czym mu zależy, idzie z ponurą miną do swojej sypialni i tam przez resztę dnia obraża się na cały świat. I tak dalej... To nadaje pewien komiczny rys książce.

Ponadto mity są bardzo szczegółowe, zarówno w warstwie faktograficznej (kto, z kim, dlaczego), jak i dialogowo-fabularnej. Czytamy, co dokładnie powiedziała dana bogini, żeby wkurzyć rywalkę i skłonić ją do popełnienia błędu, jakie przy tym miny obie robiły (która przewróciła oczami, a która obłudnie się uśmiechała itp.).

Zdecydowanie dostajemy wersję nieocenzurowaną (albo przynajmniej mniej pociętą). To już nie grzeczne bajeczki, które przerabiało się w podstawówce, Prawda, Afrodyta wyłoniła się z morskiej piany. Ale najpierw Kronos wrzucił do wody odcięte genitalia ojca. Możemy również poznać szczegóły przyjścia na świat Ateny i Dionizosa. Owszem, Zeus był z nimi "w ciąży", ale zdecydowanie nie była to partenogeneza.

No właśnie — przy okazji Fry ukazuje greckie korzenie mnóstwa słów. Fakt, raczej w angielskim (nie czytałam tłumaczenia, nie mam pojęcia, jak to wygląda), ale i tak widać, że wkład mitów był gigantyczny i wypada docenić tytaniczne wysiłki Autora, laureata licznych nagród. Także nazwy miast i krain (nie tylko na terenie obecnej Grecji) często gęsto pochodzą od bogów i herosów. 

Fry podaje również odniesienia do literatury, głównie brytyjskiej. Szekspir garściami czerpał z tego dziedzictwa. Ale nie tylko on.

Książka zawiera dodatkowo dwie mapki świata mitów, dwa drzewka genealogiczne najważniejszych bogów, dwie wkładki z kolorowymi zdjęciami dzieł sztuki poświęconych tematyce mitologicznej, aneksy, posłowie oraz indeks na ponad dwadzieścia stron.

Lektura lekka i przyjemna, chociaż nie szybka. Tekst jest zbyt bogaty i szczegółowy na pośpiech.