wtorek, 29 czerwca 2021

"Opowieść przodka" — o ewolucji

Tytuł:           Opowieść przodka         
Tytuł oryginału: The Ancestor's Tale      
Autor:           Richard Dawkins, Yan Wong
Wydawnictwo:     Wydawnictwo W.A.B.       
Rok 1. wydania:  2004                     

Podtytuł — "Pielgrzymka do początków życia" nieźle oddaje treść. Grube tomiszcze, ale ciekawie napisane. Przede wszystkim niejako na odwrót, pod prąd chronologii. Zaczynamy od współczesności i wędrujemy wstecz, spotykając coraz starsze grupy, od których niegdyś odgałęzili się nasi przodkowie: kromanionczyka, innych hominidów, szympansy, goryle... Coraz dalej w głąb czasu, geologii i życia.

Słowo "Pielgrzymka" nie pada w podtytule przypadkowo. W książce pełno jest nawiązań do "Opowieści kanterberyjskich". Tam pielgrzymi wędrują do świątyni i każdy opowiada jakąś historię. Tu przesuwamy się do początków życia, a wielu przedstawicieli napotkanych grup przedstawia swoje historyjki — omówienie jakiegoś zagadnienia związanego z ewolucją (niekiedy bardzo luźno — na przykład sekwoja "opowiada" o dendrochronologii i innych metodach datowania).

Wszystkich spotkań-rozdziałów jest 40. Typowe zaczyna się od fraktalnego wykresu, na którym widać, jak odległe pokrewieństwo łączy nas z napotkanymi kuzynami. Zazwyczaj następuje opowieść któregoś z dołączających do pielgrzymki gatunków. Niekiedy kilka opowieści różnych istot. Zdarza się, że z dłuższej opowieści wydzielony zostaje prolog.i/lub epilog.

Wiele można się z książki dowiedzieć. Nie tylko i niekoniecznie z opowieści (czasami całkiem nieźle znałam omawiane zagadnienia), również z tła — o egzotycznych gatunkach zwierząt i ich niespotykanych właściwościach. Albo o nazewnictwie. Nigdy nie podejrzewałam, że chyba każda wyobrażalna grupa zwierząt ma swoją nazwę — pierwouste, zauropsydy, acoelomorpha...

Dawkins od dawna cieszy się sławą niezłego popularyzatora. Porusza różne problemy, ale zawsze robi to przystępnie, ciekawie, z pasją. Czasami widać, że ten stary ateista wierzy w życie, że ewolucja budzi w Autorze uczucia zbliżone do religijnych.

Dlaczego wspominam tylko tego autora, chociaż jest ich dwóch? Bo w książce czuć tylko jednego. Raz, że nie znam prac Wonga. Dwa, że w tekście pełno nawiązań w stylu: o tym problemie pisałem w "Samolubnym genie", a tamtemu poświęciłem rozdział w "Rozszerzonym fenotypie". Współautor jakby przepadł.

Książka oprócz wstępów, podziękowań, podsumowań, źródeł ilustracji itp. zawiera również polecane lektury, bibliografię (ponad dwadzieścia stron) oraz indeks. Zdobią ją dwa rodzaje ilustracji — piękne, kolorowe (głownie zdjęcia) na czterech wkładkach i od czasu do czasu czarno-białe rysunki czy wykresy.

Nie zauważyłam wpadek językowych. Ale tak naprawdę, to nie wyłapałabym literówek w łacińskich nazwach, nawet gdyby mnie kopnęły.

piątek, 25 czerwca 2021

"Komórki się pani pomyliły" — kontynuacja

Tytuł:          Komórki się pani pomyliły
Autor:          Jacek Galiński           
Wydawnictwo:    Wydawnictwo W.A.B.       
Rok 1. wydania: 2019                     

Druga przygoda upiornej staruszki. Sądzę, że można czytać te książki nie po kolei, ale lepiej trzymać się chronologii. Każda powieść to zamknięta historia, jednak w tle przewijają się szczegóły, które znajdują swoje rozwinięcie w następnej części. Ot, zaginiony mąż dostaje więcej miejsca, syn okazuje się nie takim znowu nieudacznikiem... Obstawiam, że dalej trafią na warsztat wątki przejęcia kamienicy przy Miedzianej.

Bohaterka nic się nie zmieniła — nadal z ogromnym talentem tłumaczy wszystkie swoje wady i udaje, że to zalety. Nadal nie przepuszcza okazji do darmowej wyżerki. Nadal bezmyślnie pakuje się w różne kłopoty. Jej zdolność do niezauważania konsekwencji własnych czynów prawie zasługuje na podziw. Potrafi coś podpalić i właściwie oczekiwać na przeprosiny, że tak łatwo się zajęło. Nadal ma o wiele więcej szczęścia niż rozumu.

Jej perypetie wydają mi się jeszcze bardziej zwariowane. Jakby się Autor razem ze staruszką rozkręcał. Podjęcie pracy w szemranej firmie, jeżdżenie skradzioną hulajnogą, pakowanie się do domu syna przez okno, skoro nie otworzył drzwi, przebieranie się w nieodpowiednie ciuchy...

W jej szaleństwach jakby giną zwłoki i kryminalność powieści. Bo czy można traktować poważnie trupa, jeśli dwie zwariowane baby włamują się do kostnicy, żeby go obejrzeć? Tym bardziej, że i metoda wtargnięcia dziwna i raczej nie powinna być skuteczna.

Na plus cięte komentarze na temat współczesności. Jak na przykład stwierdzenie, że ZUS jest najlepszym dietetykiem na świecie.

Czyta się na ogół lekko i przyjemnie, ale momentami musiałam przerywać lekturę, bo stężenie idiotyzmów robiło się zbyt wysokie. Na swój sposób fabuła kojarzy się z czeskim filmem.

Nie zauważyłam wpadek językowych.

poniedziałek, 21 czerwca 2021

"Chata na końcu świata" — mało fantastycznie

Tytuł:           Chata na krańcu świata           
Tytuł oryginału: The Cabin at the End of the World
Autor:           Paul Tremblay                    
Wydawnictwo:     Vesper                           
Rok 1. wydania:  2018                             

Stało na półce z fantastyką, ale widzę tu więcej obyczajówki niż czegokolwiek innego. Nietypowa rodzina (dwóch tatusiów i adoptowana córka) wyjeżdża gdzieś daleko od cywilizacji. Nagle do tytułowej chaty włamują się im ludzie, którzy namawiają rodzinę do złożenia kogoś w ofierze. Bo jak nie, to nastąpi koniec świata.

Apokalipsa to niby motyw fantastyczny, ale... Po czym odróżnić początek końca świata od klęski żywiołowej, jednej z kilkudziesięciu w wiadomościach telewizyjnych w tym roku? Powodzie, pożary, trzęsienia ziemi, epidemie... To wszystko zdarza się (jeśli nie wręcz trwa) gdzieś niemal każdego dnia, a dzięki mediom i globalnej wiosce informacje dostajemy praktycznie natychmiast.

Najciekawszym zagadnieniem wydaje mi się problem wymagania od kogokolwiek takiego wyboru — "zabijcie kogoś spośród was, żeby uratować resztę świata". Obawiam się, że bóg, który zmusza ludzi do takich poświęceń, nie zasługuje na wyznawców. Jeśli może uratować świat, robi to, a nie kupczy łaskami jak skorumpowany polityk.

Powieść bardzo długo się rozkręca. Jedna trzecia, a tu jeszcze nie wiadomo, o co chodzi. Irytowało mnie to. Chyba dopiero mniej więcej w połowie coś się wyjaśnia.

Nie przypadła mi do gustu również gruba obyczajowa otoczka. Napastnicy są fanatycznymi członkami sekty, nawiedzonymi ludźmi wysłanymi z misją czy może po prostu nienawidzą gejów? To pytanie wydaje się brzmieć głośniej niż trąby zapowiadające apokalipsę.

Podsumowując — książka nagrodzona, na swój sposób oryginalna (to naprawdę paskudny dylemat moralny), ale jakoś nie wstrzeliła się w mój gust.

Nie zauważyłam usterek językowych.

czwartek, 17 czerwca 2021

"Fabrykanci" — o Łodzi

Tytuł:          Fabrykanci                       
Autor:          Marcin Szymański, Błażej Torański
Wydawnictwo:    Zona Zero                        
Rok 1. wydania: 2016                             

Podtytuł tłumaczy prawie wszystko: "Burzliwe dzieje łódzkich bogaczy". Książka składa się z dwóch bardzo nierównych części, po jednej dla każdego Autora. Główna opowiada o dziejach dziesięciu najsłynniejszych rodów łódzkich fabrykantów — zazwyczaj od przybycia protoplasty do małego, ale szybko rosnącego miasteczka do drugiej wojny światowej, w której jego potomkowie ostatecznie potracili wszystko, niekiedy z życiem włącznie. 

Druga część to dodatek o współczesnych (w momencie pisania) losach rodziny Heinzlów. Jakby powstała w oparciu o wywiady z wciąż żyjącymi potomkami rodu. Wydaje mi się, że została wciśnięta na siłę, wkład pracy obu Autorów jest nijak niewspółmierny, a książka świetnie by sobie poradziła bez niej. Dalej zamierzam skoncentrować się wyłącznie na części zasadniczej.

We wstępie Autor deklaruje, że przedstawi punkt widzenia całkiem inny niż w "Ziemi obiecanej". Opisywani fabrykanci są ludźmi na ogół wykształconymi, oddanymi swojej małej ojczyźnie. Dbają o swoich robotników, łożą spore sumy na szpitale, kościoły (nawet niekoniecznie wyznawanej przez siebie religii). Walczą z biurokracją w Petersburgu, kryzysami, pożarami... Tak, są bogaci, ale dość ciężko pracują na swój majątek.

Najwięcej oczywiście o ludziach związanych z przemysłem włókienniczym — właścicielach przędzalni, farbiarni i całych kompleksów, które przyjmowały przędzę, a wypuszczały gotową tkaninę (wyczyszczoną, wygładzoną, ufarbowaną... Mnóstwo rzeczy się z tym materiałem robiło, zanim trafił do sklepu). Ale jest także trochę o piwie i o kamieniarstwie.

Fabularyzowana (z dopisanymi dialogami) historia rodzin przemysłowców. Coś podobnego robi Janicki, ale u niego historia jest pokazana w bardziej dramatyczny sposób. Tutaj rozmowy fabrykantów często są dość drętwe.

Ciekawie czytało się książkę o historii własnego miasta. Ciągle coś rozpoznawałam — a to ulicę, a to budynek, a to park... Moja Łódź rzadko pojawia się w literaturze, więc lektura stanowiła nietypowe doznanie.

Książka ilustrowana jest licznymi czarno-białymi fotografiami, przeważnie z XIX wieku. Budynki, portrety, winiety...

Autor nie jest ekonomistą i to widać. Rażąco — w zdaniu, że siła nabywcza rubla spadła o 300% (nie, żadna waluta nie może stracić całej swojej wartości i jeszcze trochę). Mniej wyraźnie — w poglądach na drukowanie pieniędzy.

Jeśli chodzi o usterki językowe, zauważyłam trochę powtórzeń.

niedziela, 13 czerwca 2021

"Sprawa kulawego kanarka" — stary kryminał

Tytuł:           Sprawa kulawego kanarka    
Tytuł oryginału: The Case of the Lame Canary
Autor:           Erle Stanley Gardner       
Wydawnictwo:     Wydawnictwo Hachette       
Rok 1. wydania:  1937                       

Powieść została napisana dawno temu i to widać. Lekarz częstuje ofiarę wypadku szklaneczką brandy, żeby pomóc jej odzyskać spokój. Szef (i główny bohater jednocześnie) pod wpływem kaprysu postanawia wyruszyć na wycieczkę dookoła świata (bo odpoczynek mu się należy) i zabiera z sobą sekretarkę, która ogarnia całą wyprawę organizacyjnie. Wykupują bilety, ale do ostatniej chwili nie są pewni, czy zdążą... Dwóch prawników za plecami policjanta przeszukuje kieszenie śmiertelnej ofiary wypadku. Całkiem inna epoka — luźniejsza, spokojniejsza. Więcej w niej zrozumienia dla ludzi, a mniej mierników efektywności.

No dobrze — ta epoka miała również wady. Obecnie zabawnie brzmi, kiedy szef opowiada dokładnie sekretarce, gdzie i kiedy będzie, żeby można było się do niego dodzwonić. Strasznie łatwo oszukać nie tylko omylnych ludzi, lecz także system. Kryminalistyka w powijakach — już potrafi się porównać odciski palców, ale to by było na tyle, jeśli chodzi o niewidoczne na pierwszy rzut oka ślady na miejscu zbrodni.

Sama konstrukcja historii klasyczna, chociaż nie zaczyna się od znalezienia zwłok, te pojawiają się wiele stron później. Na początku do bohatera przychodzi kobieta z nietypową sprawą. Adwokat specjalizuje się w morderstwach, a tu żadnego trupa jeszcze nie ma, ale bierze sprawę, bo zaintrygował go kanarek i koniecznie musi się dowiedzieć, w jaki sposób okulał.

Bohater trochę zbyt łatwo rozwiązuje zagadkę — ot, chwila natchnienia, sprawdzenie paru rzeczy, udowodnienie (koniecznie na sali rozpraw) i po wszystkim. W rezultacie większe emocje budzi kwestia, czy zdążą na statek. Wolałabym, żeby wpadł na jakiś trop i nim poszedł, a nie odgadł wszystko w przebłysku geniuszu.

Podobnie jak inne książki z serii o prawniku Masonie, historia jest krótka. Rzekłabym nawet, że to minipowieść. Szybko się czyta.

Nie zauważyłam usterek językowych.

środa, 9 czerwca 2021

"Nowoświaty" — w hołdzie Lemowi

Tytuł:           Nowoświaty                
Redaktor:        Magdalena Świerczek-Gryboś
Wydawnictwo:     SQN                       
Rok 1. wydania:  2021                      

Zbiór ośmiu opowiadań różnych twórców wyłonionych w konkursie na tekst nawiązujący do twórczości Stanisława Lema. Konkurs zorganizowano w ramach obchodów Roku Lema (setna rocznica przyjścia na świat). Niektórych z Autorów znałam już wcześniej, nie tylko z twórczości, ale również z wymiany komentarzy w Internecie. Nawiązania do Mistrza są różne — w nazwach sprzętów, postaciach, imionach, cytatach... Oczywiście w tematyce; futurystycznej, kosmicznej, nie zawsze różowej. Chyba najtrudniej nawiązać erudycją, stylem, zabawą językiem... Czasami do konkretnego utworu, niekiedy do twórczości ogółem. Na pewno to nie to samo. Ale mimo to może być ciekawie.

Widać, że teksty powstawały w "ciekawych czasach", w których przyszło nam żyć. Zaskakująco często Autorzy wspominają o poważnych problemach, szczególnie związanych z ekologią i chorobami. Cóż, Lem też nie zawsze był optymistą, acz fajnie byłoby poczytać lżejsze, mniej katastroficzne opowiadania z większą dawką humoru. Wydaje mi się, że w opowiadaniach pojawia się więcej kobiet niż u Mistrza.

Dzieci Marii Marka Kolendy

Podróż kosmiczna, nowe planety. Jak na mój gust (i chyba Lema również) — za dużo tu romantycznej miłości. Ale poza tym historia z ciekawym pomysłem u podstaw.

Adaptacja Moniki Fenc

Postapo z przesłaniem ekologicznym. Trochę mało fabuły, właściwie to sama ekspozycja zakończona puentą.

Mgły nad Atlantis Sylwestra Gdeli

Opowiadanie bardzo w stylu Autora, z rozbuchanym światotwórstwem. W rezultacie trudno się zorientować w tym świecie. Przydałoby się więcej wyjaśnień, ale można spotkać ciekawych ludzi.

Flaworyści Michała Antosiewicza

Opowiadanie chyba najbardziej przypominające Lemowskie (i to w moim ulubionym, wesołym wydaniu). Bohater wraca na Ziemię po długiej podróży, a tu sporo się pozmieniało i same problemy. To dziełko podobało mi się najbardziej z całej antologii.

DYaB Aleksandry Stanisz

Ten tekst bardziej nawiązuje do Bułhakowa niż do Lema. A przynajmniej Michaiła Afanasjewicza  czuć wyraźniej. Akcja rozgrywa się na pograniczu literatury i wirtualnej rzeczywistości.

Ostatni mówi "nie" Pauliny Rezanowicz

Kolejny tekst z przesłaniem ekologicznym. Ludzkość porzuca Ziemię i bardzo mocno to przeżywa. Ciekawa zabawa z formą.

Decyzja Lecha Baczyńskiego

Postapo. Dla mnie to historia o głupocie i niefrasobliwości ludzkiej. Na różnych poziomach. Trudno więc oczekiwać, że wyjdzie optymistycznie.

A u Lema... Marcina Bartosza Łukasiewicza

Ludzkość u progu zagłady. Właściwie to scenka. Nie ma fabuły, nic się nie zmienia, tylko bohaterowie wymieniają się poglądami, przy okazji opisując sytuację.


Dziękuję wydawnictwu SQN za udostępnienie pliku.

sobota, 5 czerwca 2021

"Umysł" — chaotycznie

Tytuł:           Umysł            
Tytuł oryginału: La Mente Humana  
Autor:           David Casacuberta
Wydawnictwo:     Świat Książki    
Rok 1. wydania:  2007             

Nie potrafiłam się zestroić z Autorem, który wyznaje metodę tworzenia mapy (podobno opracowaną przez Wittgesteina), a nie normalny wykład. Czyli każdy wątek dostaje własny podrozdzialik z odrębnym podtytułem, a problemy przedstawiane są w kolejności 1, 1.1, 1.11, 1.111, 1.12 itd., niekiedy aż do szóstego podpoziomu (4.11131). Bez łagodnych przejść od jednego zagadnienia do następnego, bez wstępów i zakończeń zagadnienia. Problemy podane w ten sposób wydają mi się straszliwie poszatkowane i przemieszane jak bigos.

Do tego Casacuberta ma irytującą manierę wykorzystywania pytań jako podtytułów. Czasami takie pytania niewiele mówią ("Jakie możemy wyciągnąć wnioski?"), czasami wyskakują jak królik z kapelusza ("Na czym polega teoria metafor Lakoffa?"). Bardzo często wydawały mi się rażąco sztuczne. Nawet spis treści nazywa się "Schematem zagadek, pytań i odpowiedzi".

Może i Autor ma wiedzę, ale podana w takiej formie, pozostaje dla mnie nieprzyswajalna. Po prostu odbiłam się od tekstu.

Książkę zdobią czarno-białe ilustracje. Na ogół rysunki (słabo opisane), niekiedy fotografie.

Na końcu znajduje się krótka (około trzydziestu pozycji) bibliografia. Brak indeksu.

 Nie zauważyłam błędów językowych.

wtorek, 1 czerwca 2021

"Chirurg" — kobiecy kryminał

Tytuł:           Chirurg       
Tytuł oryginału: The Surgeon   
Autor:           Tess Gerritsen
Wydawnictwo:     Albatros      
Rok 1. wydania:  2001          

Bardzo kobiecy kryminał, pod wieloma względami. Po pierwsze, tytułowy Chirurg to wymyślona przez dziennikarzy ksywa mordercy, który zabija kobiety (przedtem wycina im macice). Jak się wkrótce okazuje — jego ofiary jakiś czas wcześniej zostały zgwałcone. Po drugie, znaczącą rolę odgrywa policjantka Jane Rizzoli, której ciężko pracuje się z kolegami (lepsza jest, a tego męskie ego łatwo nie wybacza), rodzina też potrafi dopiec. Po trzecie wreszcie, sporo w książce wątków romantycznych, przyprawionych a to zazdrością, a to żalem. Jakby poszukiwanie mordercy samo w sobie nie było wystarczająco ciekawe.

Widać medyczne przygotowanie Autorki. Jeszcze znajomość anatomii lub narzędzi używanych podczas krojenia człowieka dałoby się poudawać czy pobieżnie uzupełnić wiedzę, ale procedury stosowane w szpitalach albo całkiem wiarygodnie opisane przypadki ratowania życia na stole operacyjnym to już wyższe stopnie wtajemniczenia.

Jest suspens, jest emocjonująca walka o zachowanie przy życiu kobiety wytypowanej na ofiarę. Dzięki temu czyta się szybko (no, w końcu trzeba się dowiedzieć, kto przeżyje) i przyjemnie. Trochę przeszkadzało mi, że czytelnik już wie, kto jest mordercą (dostajemy fragmenty jego strumienia myślowego, który sporo podpowiada), a policja ciągle miota się na ślepo. Pod tym względem to bardziej thriller niż kryminał.

Trudno orzec, kto jest głównym bohaterem — w książce przeplatają się losy i doznania Jane Rizzoli, jej partnera Thomasa Moore'a, kobiety, na którą poluje morderca, oraz samego Chirurga. Chyba na czoło wysuwa się Moore, ale w końcu to część cyklu o Rizzoli... Otwierająca, może wtedy Gerritsen jeszcze sama nie wiedziała, kto zagra pierwsze skrzypce.

Nie zauważyłam wpadek językowych.

1. Czy powinniśmy dopuścić dramaty z konkursu mitologicznego do nominacji piórkowych?

NIE, to niezgodne z obowiązującymi zasadami

 

2. Czy powinniśmy zmienić na przyszłość regulamin nominacji piórkowych, dopuszczając do nominacji inne gatunki i likwidując limity?

TAK dla innych gatunków i zniesienia limitu dolnego. Limit górny zostaje

 

3. Czy w kwestii ewentualnych zmian w regulaminie nominacji piórkowych powinniśmy ogłosić plebiscyt?

NIE, niechżesz Loża ma jaja.