Tytuł: Analityk
Tytuł oryginału: The Analyst
Autor: John Katzenbach
Autor: John Katzenbach
Wydawnictwo: Amber
Rok 1. wydania: 2002
Zaczyna się bardzo ciekawie — spokojny, nikomu nie wadzący psychoanalityk nagle dostaje anonimowy list z bardzo brzydkim szantażem: albo szybko odgadnie tożsamość nadawcy, albo popełni samobójstwo, albo ucierpi ktoś z jego rodziny. Taki wstęp ustawia sympatię czytelnika po właściwej stronie.
Ale później robi się gorzej. W wielu znaczeniach — na bohatera spadają kolejne ciosy, a przez to książka robi się strasznie dołująca. Aż musiałam odłożyć lekturę i poszukać poprawy humoru u Chmielewskiej. No i jak długo można kibicować facetowi na tyle nierozgarniętemu, że trzyma w piwnicy stare dokumenty z kluczowymi danymi? Komórka, do której banalnie łatwo się włamać, to miejsce na przetwory, stary magnetofon i chwilowo nie używane narty, ale nie na rzeczy, które pozwalają wyczyścić konto właściciela.
Drugą połowę książki znowu czyta się przyjemniej. Ale kiełkują wątpliwości. Niezaradny lebiega z początku powieści nagle uczy się obsługi komputera i broni, poprawia kondycję, na kiepskich i słabo płatnych stanowiskach zarabia wystarczająco dużo (jednocześnie uzyskując opinię sumiennego pracownika), aby zacząć zemstę... A wszystko to w ciągu roku. No, taka przemiana nie wygląda wiarygodnie...
Mam wrażenie, że Autor przesadza — najpierw, ponad miarę gnębiąc protagonistę, a potem, każąc mu odbić się od dna i wskoczyć na Księżyc.
Książka mocno osadzona w realiach amerykańskich — bohater z Nowego Jorku (sam fakt, że jest psychoanalitykiem już swoje mówi), podróżuje głównie samochodem (niekiedy w formie taksówek), prawo jazdy to najważniejszy dokument, a życiem rządzi numer ubezpieczenia... Bardzo hamerykańska jest również zmiana zachodząca w bohaterze. Tylko nie wiedzieć czemu, odległości zostały przeliczone na kilometry. Według mnie dziwnie to wygląda, jakby wydawnictwo nie wierzyło, że czytelnicy choćby w przybliżeniu wiedzą, jak długa jest mila.
Z wpadek odnotowałam jedną, z 359 strony:
Wiedział, że kiedy wyjdzie na ulicę i ruszy w stronę kliniki, będzie jedynym białym w promieniu wielu kilometrów.
Taaak, bo dopóki siedzi w swoim pokoju, to jest żółty...
Język mógł być staranniejszy: pojawiają się powtórzenia, czasami podmiot zginie w akcji...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz