Tytuł: Czysta robota
Tytuł oryginału: Smart-Aleck Kill
Autor: Raymond Chandler
Autor: Raymond Chandler
Wydawnictwo: Czytelnik
Rok 1. wydania: 1953
Zbiór sześciu opowiadań w żaden sposób nie połączonych fabularnie. Tytuł pochodzi od jednego z nich. W zbiorze opublikowanym w 1953 znalazły się tylko cztery historie. W moim, polskim wydaniu doszło pierwsze "Perły to tylko kłopot" i ostatnie "Król w złotogłowiu". Opowiadania po raz pierwszy prezentowano światu między 1934 a 1939. Śledztwa prowadzą różni faceci: a to tajniacy, a to prywatni detektywi, a to nie wiadomo kto...
Historyjki łączy ogólny klimat kojarzący się ze Stanami Zjednoczonymi. Wielka spluwa jest bardzo ważna (dwudziestki piątki są dla kobiet), zazwyczaj wygrywa ten spryciarz, który potrafi przekonać przeciwnika, że nie ma broni, kiedy ma. Doniosłą rolę odgrywa whisky, jakby Ameryka jeszcze nie otrząsnęła się po prohibicji i na każdym kroku trzeba ten alkohol podkreślać.
Uwagę zwraca powszechna niechęć do zawiadamiania policji, jeśli znajdzie się trupa. Każdy jak najszybciej zmywa się z trefnego miejsca. Co bystrzejsi wycierają rzeczy, których dotykali. Cóż, jeśli weźmie się pod uwagę, że gliny chętnie próbują wrobić pierwszego napotkanego, który nie potrafi dowieść własnej niewinności, a do tego są skorumpowane bardziej niż przeciętni politycy... Taka postawa pewnie ma sens.
Śledztwo na ogół sprowadza się do obrywania po mordzie, walenia innych i oczywiście grożenia im pistoletem. Czasami trzeba zatrzeć jakieś ślady lub porozmawiać z kobietą. Kobiet na ogół się nie bije. Na myślenie nie ma czasu, informacje się kupuje. Detektyw na tropie żywi się głównie whisky.
Bohaterowie nie zachwycają złożoną konstrukcją — jeśli już czymś, to wzrostem — ale może nie powinnam zbyt wiele oczekiwać od opowiadań. Ot, protagonistom udaje się przeżyć śledztwo (a trup zazwyczaj ściele się gęsto), na końcu tłumaczą, co i jak.
Pod względem językowym mogło być lepiej. Z rzadka podmiot gdzieś ginie, niekiedy zaimki odsyłają w kosmos... Ale od czasu do czasu pojawia się dowcipne porównanie.
Bohaterowie nie zachwycają złożoną konstrukcją — jeśli już czymś, to wzrostem — ale może nie powinnam zbyt wiele oczekiwać od opowiadań. Ot, protagonistom udaje się przeżyć śledztwo (a trup zazwyczaj ściele się gęsto), na końcu tłumaczą, co i jak.
Pod względem językowym mogło być lepiej. Z rzadka podmiot gdzieś ginie, niekiedy zaimki odsyłają w kosmos... Ale od czasu do czasu pojawia się dowcipne porównanie.
Rany boskie, Ty to się rozprawiasz z tą klasyką ;). Nie czytaj tylko Bułhakowa alb Haszka, bo zepsujesz mi humor :D!
OdpowiedzUsuńBułhakow i Haszek nie są tacy źli... ;-)
UsuńChandler też nie :P
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem B&H są lepsi. Przynajmniej Bułhakow w kwestii różnicowania opowieści. Historyjki w "Czystej robocie" wydawały mi się pisane na jedno kopyto...
UsuńLepsi są, bez dwóch zdań. Ale Chandler też zły nie jest. I to też jest pisarz stylu - czytałeś jedno, znasz wszystkie. Zresztą - mistrzem fabuły nie był. Sam przyznał, że nawet on nie wie, kto zabił w "Żegnaj, laleczko".
OdpowiedzUsuńTo może zgodzimy się, że Chandler nie jest najgorszy, ale ma swoje wady? ;-)
UsuńA może to "Siostrzyczka" była?
OdpowiedzUsuńSamo pytanie o czymś świadczy. ;-)
UsuńA znasz pisarza bez wad :)?
OdpowiedzUsuńOczywiście, że nie znam. Ale czasem da się ich uszeregować pod względem wielkości wad. ;-)
UsuńNiektórzy mają całkiem malutkie.
Ale czasem ci, którzy mają spore najciekawiej piszą. Taki Dick np. Albo Brunner.Czy King nawet.
OdpowiedzUsuńJuż nie grzebmy im w prywatnym życiu. Miałam na myśli wady pisarskie.
Usuń