czwartek, 23 grudnia 2021

"Dziewięć dni" — emocjonalnie

Tytuł:           Dziewięć dni   
Tytuł oryginału: What She Knew  
Autor:           Gilly Macmillan
Wydawnictwo:     Świat Książki  
Rok 1. wydania:  2015           

Ośmioletni chłopiec ginie podczas spaceru po lesie. Właściwie od początku wiadomo, jak się to skończy, więc niespecjalnie jest o co walczyć. Akcja poprowadzona została dwutorowo: poznajemy odczucia matki dziecka i policjanta dowodzącego akcją. Odczucia, a nie fakty. Matka najwięcej myśli o skopanej konferencji prasowej i opinii publicznej, a wrażenia policjanta w ogóle poznajemy przez pryzmat sesji terapeutycznych.

Samego śledztwa jest niewiele, raczej odnosiłam wrażenie, że policja rzuca się na każdy kawałek informacji, który przypadkiem wpadnie im w ręce, jak buldog na kość. Nieważne, czy ma to sens, czy nie. Zaangażowali mnóstwo ludzi i sprawdzają każdy ślad. Niby tak powinno być, ale w kluczowym momencie kłócą się między sobą, a wykrycie jakichś konkretów zajmuje im podejrzanie dużo czasu. Raczej dochodzą do przełomów, bo ktoś im coś pokazał lub wysłał, niż na podstawie własnych analiz.

Narrację urozmaicają wstawki z nietypową formą; a to maile policyjne, a to zapis sesji terapeutycznych inspektora, a to wpisy na blogu i komentarze, a to fragmenty poradników dla rodziców zaginionych dzieci... Te zagrania mi się spodobały, urozmaiciły książkę pod względem stylistycznym.

Nie polubiłam żadnego z głównych bohaterów. Wydawało mi się, że uparcie koncentrują się nie na tym, co trzeba, użalają nad sobą i bez przerwy babrzą w swoich emocjach. Jeszcze zrozpaczoną matkę można zrozumieć, ale policjant powinien być bardziej profesjonalny. Tymczasem najwięcej kreatywności wykazywał w wymyślaniu usprawiedliwień dla niepowodzeń. Dodatkowo chyba jest mizoginem. No, przynajmniej bardziej lubi i szanuje przesłuchiwanych facetów, kobietom raczej nie ufa.

Podejrzanych w toku niby śledztwa pojawia się sporo, ale jacyś tacy niewydarzeni. Bo kręcili się w okolicy w kluczowym momencie i nie spodobali się policji, bo skłamali co do alibi, bo znali chłopca, bo jakieś wydarzenie z dzieciństwa podważa ich stabilność psychiczną... Naciągane w większości przypadków.

Z wpadek językowych bardzo zaskoczyła mnie brunetka o kasztanowych włosach. Ale może była farbowana...

1 komentarz:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń