wtorek, 26 kwietnia 2022

"Gra o tron" — wiele postaci

Tytuł:           Gra o tron        
Tytuł oryginału: A Game of Thrones 
Autor:           George R.R. Martin
Tom:             1                 
Wydawnictwo:     Zysk i S-ka       
Rok 1. wydania:  1996              

Pierwszy tom szalenie popularnego cyklu. W końcu i ja się skusiłam, marnych dwadzieścia parę lat po premierze. Nie widzę wielkości uzasadniającej tę sławę, ale książka nie jest zła. Zgodzę się, że świetnie nadaje się na serial — nawet rzekłabym, że ma w sobie wiele z opery mydlanej.

Mnóstwo postaci, jak się można domyślać — obecnych i przyszłych pretendentów do tytułowego tronu (podobno w ogóle nie jest wygodny). Trochę brakowało mi fabuły; większość wydarzeń to interakcje między bohaterami, a nie coś istotnego dla losów świata. Ot, ktoś kogoś zabił (lub tylko usiłował), ktoś zaszedł w ciążę, zorganizowano turniej rycerski... Podobno fabuła sporo czerpie z Wojny Dwóch Róż. Za słabo znam historię Anglii, żeby się wypowiadać, ale może i Lannisterowie mają coś wspólnego z Lancasterami.

Owszem, jeśli w ciążę zachodzi władczyni, a próbuje się zabić kogoś znaczącego na dworze, to takie wydarzenia mogą wpłynąć na losy królestw i we właściwym czasie trafić do podręczników historii. Ale śmierć to śmierć, a brzemienna królowa jest tak samo miotana hormonami jak zwykła praczka.

Bohaterowie na ogół czarno-biali. Bez trudu można się zorientować, czy według Autora powinnam kibicować danemu człowiekowi, czy nie. Jeśli ktoś jest podły, to po całości, nie cofnie się nawet przed kazirodczym związkiem, morduje równie łatwo, jak spluwa. Ze świecą szukać ludzkich, ani przesadnie szlachetnych, ani wrednych postaci.

Nie zachwyciło mnie również, że fantastyka jest zepchnięta do roli tła i mało znaczących rekwizytów. Owszem, dzieci lorda Starka mają swoje wilkory.Ale gdyby towarzyszyły im specjalnie wytresowane niedźwiedzie, czy to by wiele zmieniło? Takich drobiazgów jest więcej — fantastyczne opowieści starych piastunek, dziwaczne sny...

Dźgnęły mnie w oczy truskawki, które w naszym świecie powstały w osiemnastym wieku ze skrzyżowania dwóch gatunków poziomek. Jakoś niespecjalnie pasują do rycerzy w zbrojach naparzających się mieczami.

Pod względem językowym raczej słabo. Bohaterowie notorycznie ubierają jakieś ubrania (ciekawe w co), trafiają się literówki, bratanek zdaje się być traktowany jak synonim siostrzeńca...

8 komentarzy:

  1. Po angielsku bratanek i siostrzeniec są określani jednym słowem. Jeśli jakaś postać jest wspomniana po raz pierwszy, nie zawsze da się określić jej relację z drugą (bratanek czy siostrzeniec). Może ona (relacja) być doprecyzowana dopiero potem i stąd takie pomyłki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, niby prawda. Już nie pamiętam, w jakich okolicznościach to padło po raz pierwszy ani jaka była odległość między siostrzeńcem i bratankiem. Ale nie było drugiego czytania po przetłumaczeniu?

      Usuń
    2. Widać nie było, ale ogólnie ciężko się tłumaczy takie długie cykle (można się pogubić w szczegółach). Ten jeszcze jest rozgrzebany, a serial na jego podstawie już skończony, co jeszcze zaciemnia obraz.

      Usuń
    3. Serial na pewno nie ułatwia. Ale ja na razie przeczytałam jeden tom, więc chyba nie wymagam cudów?

      Usuń
    4. Nie wymagasz.

      Usuń
    5. Jeszcze Ci powiem (pocieszę?), że dalej będzie więcej fantastyki.

      Usuń
    6. O! To rzeczywiście dobra wiadomość. Dzięki. :-)

      Usuń