Tytuł: Kraken
Tytuł oryginału: Kraken
Autor: China Miéville
Autor: China Miéville
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok 1. wydania: 2010
Ten Autor nieodmiennie zaskakuje wyobraźnią. Tworzy światy dopracowane w szczegółach, bogate, zaludnione przez oryginalnych bohaterów. Splata liczne wątki. Nie inaczej jest w przypadku "Krakena". Mamy tu kałamarnicę, rozmaite wyznania, walki ludzi, niezupełnie ludzi i nie-wiadomo-czy-jeszcze-ludzi oraz ogólny koniec świata.
Miéville porusza tyle kwestii, że bardzo długo książka sprawia wrażenie chaotycznej. Jednak wreszcie sprawy się wyjaśniają, strzelby porozwieszane po wszystkich kątach na pierwszych stronach wypalają, a emocjonująca końcówka pełna zwrotów akcji wynagradza niedogodności.
Można zarzucić Autorowi, że Londyn nie wydaje się miastem, w którym kipi aż tyle różnych religii. Stosunkowo łatwe do obrony wyspy, a potem dziesięciolecia polityki spod znaku splendid isolation uczyniły z Brytyjczyków dość jednorodne kulturowo społeczeństwo. W roli miasta-tygla religijnego widziałabym raczej Rzym, może Jerozolimę. Ale nie można przecież zakazać pisarzowi osadzania fabuły w tych miejscach, które zna najlepiej.
Irytowała mnie głupota i niefrasobliwość niektórych postaci. Nie lubię czytać o przygodach idiotów. Wkurzało, że bardzo długo nikt nic nie chce wyjaśnić głównemu bohaterowi, ale wszyscy czegoś od niego oczekują. Uważam, że to nielogiczne zachowanie.
Mimo wszystkich zarzutów zaliczam książkę do udanych, a lektura sprawiła mi wiele przyjemności. Ech, ta niesamowita fantazja w kreowaniu dziwacznych postaci i trzymająca w napięciu końcówka...
Język nie przypadł mi do gustu. Nie bardzo rozumiem, dlaczego "czarowanie" zastąpiono "sznytowaniem". Stare, powszechnie znane słowo się zużyło? No i "damasceńskie sceny". Nie pomyliły się aby komuś ze stalą albo dantejskimi?
Irytowała mnie głupota i niefrasobliwość niektórych postaci. Nie lubię czytać o przygodach idiotów. Wkurzało, że bardzo długo nikt nic nie chce wyjaśnić głównemu bohaterowi, ale wszyscy czegoś od niego oczekują. Uważam, że to nielogiczne zachowanie.
Mimo wszystkich zarzutów zaliczam książkę do udanych, a lektura sprawiła mi wiele przyjemności. Ech, ta niesamowita fantazja w kreowaniu dziwacznych postaci i trzymająca w napięciu końcówka...
Język nie przypadł mi do gustu. Nie bardzo rozumiem, dlaczego "czarowanie" zastąpiono "sznytowaniem". Stare, powszechnie znane słowo się zużyło? No i "damasceńskie sceny". Nie pomyliły się aby komuś ze stalą albo dantejskimi?
Nie czytałem, ale zaciekawiłaś mnie damasceńskimi scenami. Znalazłem dyskusję, z której wynika, że chodziło o nawrócenie Szawła w drodze do Damaszku. Fakt, że można było to inaczej przełożyć.
OdpowiedzUsuńTen wątek: https://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=877795&aid=878336&answer
UsuńAaa, czyli jednak te sceny miały sens? Zwracam honor.
Usuń