środa, 24 października 2018

"Zamek" — męcząco

Tytuł:           Zamek      
Tytuł oryginału: Das Schloß 
Autor:           Franz Kafka
Wydawnictwo:     Almapress  
Rok 1. wydania:  1926       

Niedokończona, wydana pośmiertnie powieść. Jak często u tego Autora, książka pokazuje sytuację wyobcowanej jednostki w obliczu potężnej bezdusznej machiny. Bohater, geometra K., przybywa do wioski, bo go wezwano. Już na wstępie dostaje zapowiedź przyszłych problemów — obcym nie wolno spać w oberży bez pozwolenia Zamku, bo to tereny Zamkowi podległe. A na Zamek wstępu nie ma.

"Paragraf 22" wtedy jeszcze nawet w planach nie mógł być, ale skojarzenie jakoś mi się nasunęło. Beznadzieja podobna, ale książka Hellera mimo wszystko weselsza.

Miałam problem z przypisaniem kraju do Autora — Kafka urodził się w Pradze, jako obywatel Austro-Węgier, mówił i pisał po niemiecku, nazwisko jakby słowiańskie... Ostatecznie zdecydowałam się na etykietkę "żydowska", bo takie pochodzenie miała rodzina.

Bardzo irytowali mnie bohaterowie, od protagonisty poczynając. K. (ciekawam, czy Autor jakoś się z tą postacią utożsamiał) jest skrajnym nonkonformistą. Bardzo szybko idzie do łóżka z kochanką przełożonego. Nie dlatego, że kobieta mu się podoba. Nie dlatego, że nie lubi szefa i chce mu niejako przyprawić rogi. Dlatego, że ta karczma jest dla oficjalistów i geometra nie ma prawa tam nocować. No, ale kobieta mu to umożliwiła...

Pozostali męczyli swoją zmiennością. Raz mówią, że coś jest białe, za chwilę — że czarne... Prawdopodobnie to celowe, ale bardzo źle obcowało mi się z takimi ludźmi. Nigdy nie wiadomo, czego się po nich spodziewać.

A nieodległy i wszechmocny Zamek może przerażać. Przykładów, czego metaforą mógł być kiedyś, a co personifikuje teraz, można wymyślać mnóstwo.

Pod względem językowym nie mam uwag.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz