czwartek, 17 czerwca 2021

"Fabrykanci" — o Łodzi

Tytuł:          Fabrykanci                       
Autor:          Marcin Szymański, Błażej Torański
Wydawnictwo:    Zona Zero                        
Rok 1. wydania: 2016                             

Podtytuł tłumaczy prawie wszystko: "Burzliwe dzieje łódzkich bogaczy". Książka składa się z dwóch bardzo nierównych części, po jednej dla każdego Autora. Główna opowiada o dziejach dziesięciu najsłynniejszych rodów łódzkich fabrykantów — zazwyczaj od przybycia protoplasty do małego, ale szybko rosnącego miasteczka do drugiej wojny światowej, w której jego potomkowie ostatecznie potracili wszystko, niekiedy z życiem włącznie. 

Druga część to dodatek o współczesnych (w momencie pisania) losach rodziny Heinzlów. Jakby powstała w oparciu o wywiady z wciąż żyjącymi potomkami rodu. Wydaje mi się, że została wciśnięta na siłę, wkład pracy obu Autorów jest nijak niewspółmierny, a książka świetnie by sobie poradziła bez niej. Dalej zamierzam skoncentrować się wyłącznie na części zasadniczej.

We wstępie Autor deklaruje, że przedstawi punkt widzenia całkiem inny niż w "Ziemi obiecanej". Opisywani fabrykanci są ludźmi na ogół wykształconymi, oddanymi swojej małej ojczyźnie. Dbają o swoich robotników, łożą spore sumy na szpitale, kościoły (nawet niekoniecznie wyznawanej przez siebie religii). Walczą z biurokracją w Petersburgu, kryzysami, pożarami... Tak, są bogaci, ale dość ciężko pracują na swój majątek.

Najwięcej oczywiście o ludziach związanych z przemysłem włókienniczym — właścicielach przędzalni, farbiarni i całych kompleksów, które przyjmowały przędzę, a wypuszczały gotową tkaninę (wyczyszczoną, wygładzoną, ufarbowaną... Mnóstwo rzeczy się z tym materiałem robiło, zanim trafił do sklepu). Ale jest także trochę o piwie i o kamieniarstwie.

Fabularyzowana (z dopisanymi dialogami) historia rodzin przemysłowców. Coś podobnego robi Janicki, ale u niego historia jest pokazana w bardziej dramatyczny sposób. Tutaj rozmowy fabrykantów często są dość drętwe.

Ciekawie czytało się książkę o historii własnego miasta. Ciągle coś rozpoznawałam — a to ulicę, a to budynek, a to park... Moja Łódź rzadko pojawia się w literaturze, więc lektura stanowiła nietypowe doznanie.

Książka ilustrowana jest licznymi czarno-białymi fotografiami, przeważnie z XIX wieku. Budynki, portrety, winiety...

Autor nie jest ekonomistą i to widać. Rażąco — w zdaniu, że siła nabywcza rubla spadła o 300% (nie, żadna waluta nie może stracić całej swojej wartości i jeszcze trochę). Mniej wyraźnie — w poglądach na drukowanie pieniędzy.

Jeśli chodzi o usterki językowe, zauważyłam trochę powtórzeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz