Autor: Adam Kucharski
Podtytuł: "Co wspólnego mają wirusy, kryzysy i fake newsy". Napis na okładce informuje, że książka jest bardzo aktualna. Cóż, i tak, i nie. Pierwsze wydanie oryginału pojawiło się w połowie lutego, więc jeszcze zanim koronawirus zaczął na dobre (raczej złe) szaleć po Europie. Dodajmy do tego cały proces wydawniczy... Ale prawdą jest, że książka opowiada o epidemiach w ogóle, czyli jakieś wnioski można wyciągnąć, a przydatnych informacji znajdziemy mnóstwo. Wbrew polskiemu nazwisku, Autor pracuje na londyńskiej uczelni i pisze po angielsku.
Epidemie w książce definiowane są dość szeroko — to nie tylko szerzące się choroby, ale także kryzysy finansowe, zarażanie się zachowaniami, rozprzestrzenianie informacji w Internecie i innych mediach... I widać w tej definicji sporo logiki — w gruncie rzeczy mechanizm działania jest bardzo podobny. Oczywiście, że nie identyczny (choćby dlatego, że czasami zarażanie jest zjawiskiem pożądanym — jak w kampanii reklamowej — a czasami szkodliwym), ale często można skutecznie przenosić doświadczenia z jednej dziedziny do drugiej.
Książka podzielona została na osiem rozdziałów. Te z kolei składają się z kilkustronicowych fragmentów. Każdy rozdział analizuje inny aspekt omawianego zjawiska. Tekst od czasu do czasu ilustrują wykresy i rysunki; cena akcji, liczba nowych zachorowań podczas jakiejś epidemii, schematy różnych rodzajów sieci powiązań itp.
Czyta się bardzo dobrze, bo lektura wciąga. Kucharski jakoś przemyca emocje do opisów — jak to pierwszy prawdziwy badacz malarii miał rację, ale nikt go nie słuchał, co działo się podczas kryzysu finansowego z 2008 roku... Nawet wzór na sumę ciągu geometrycznego został pokazany, jakby to było przełomowe odkrycie. Trochę historii nauki, trochę lekcji z niej wynikających, trochę do przemyślenia na teraz... Na mnie ta mieszanka podziałała bardzo pozytywnie.
Na końcu znajdują się przypisy (strasznie niewygodne rozwiązanie, wrrr!) oraz dodatkowe lektury (omówienie, a nie sucha lista). Zabrakło natomiast indeksu.
Pod względem językowym mogło być lepiej. Trafiają się błędne konstrukcje (zmienianie podmiotu w zdaniu złożonym z imiesłowem współczesnym), oraz konstrukcje dwuznaczne (i niekiedy naprawdę nie wiedziałam, co było podmiotem, a co dopełnieniem). Rozumiem, że w tekstach (popularno)naukowych powtórzenia są dopuszczalne, ale "publiczna publikacja" to już przesada.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz