niedziela, 6 marca 2022

"Dobranoc, panie Holmes" — podróbka Sherlocka

Tytuł:           Dobranoc, panie Holmes
Tytuł oryginału: Good Night, Mr. Holmes
Autor:           Carole Nelson Douglas 
Wydawnictwo:     Bukowy Las            
Rok 1. wydania:  1990                  

Pierwsza książka z cyklu o śpiewaczce i prywatnej detektyw, Irene Adler. Zdaje się, że to fanfik jednej z historii Conan Doyle'a. Bohaterka rywalizuje z Sherlockiem, próbując odnaleźć zaginiony zdobiony brylantami pas ściętej królowej francuskiej. Mam wrażenie, że to próba podpięcia się pod sławę Holmesa i zdobycia rozgłosu czyimś kosztem. Od śmierci Conan Doyle'a minęło tyle czasu, że można już to zrobić legalnie, co nie znaczy, że efekt wszystkim się spodoba. A że naśladownictwo wymusza porównania...

U obydwojga Autorów bohaterem jest detektyw, ale narratorem przyjaciel/przyjaciółka. Ta osoba zazwyczaj mieszka wspólnie z geniuszem, więc ma wgląd w śledztwa, z których niewiele rozumie. Ale Watson, w odróżnieniu od Penelopy, przynajmniej ma wiedzę medyczną. I czasem do czegoś się przydaje — a to jako lekarz, a to rewolwer weźmie...

Tymczasem narratorka "Dobranoc..." irytowała mnie swoją naiwnością. Właściwie to głupia gąska z prowincji z mnóstwem archaicznych (nawet dla przyjaciółki) przekonań co do cnotliwego życia. A bohaterka nie wydaje się o wiele lepsza. Niby jakieś sukcesy ma, ale jak na porządnego śledczego jest zbyt afektowana. Sherlock był absolutnie skoncentrowany na swoich sprawach i wielu dziedzinach uchodził za eksperta, Irene tylko obserwuje ludzi. Poza tym robi karierę diwy, co i rusz się zakochuje... Jakoś to wszystko razem nie chce mi się skleić w jedną spójną postać.

W ogóle w książce sporo wątków romantycznych. Bo i narratorka jakieś zdanie o napotkanych mężczyznach ma, niekiedy wspomina niedoszłego amanta... Mam wrażenie, że te wszystkie wątki miłosne przytłaczają zagadkę.

Nie bardzo pasowało mi również wplątanie rzeczywistych postaci do akcji. Tym bardziej, że nie istnieją. Jaki król Czech Wilhelm?! Toż to były Austro-Węgry, rządzone z Wiednia przez Habsburgów! Jak można było nie sprawdzić tak oczywistej informacji? A nie jest to w książce postać ledwie wspomniana, tylko normalny bohater drugoplanowy, który coś tam mówi i zdecydowanie wpływa na fabułę.

Z usterek — siostra czeskiego "następcy tronu" niekiedy nazywana była bratową jego narzeczonej in spe, zamiast szwagierką. Czyżby trudności z przetłumaczeniem "sister-in-law"?

6 komentarzy:

  1. Tak jak z tym bratankiem i siostrzeńcem w Grze o tron (to ja o tym z Tobą rozmawiałem). Sister-in-law może znaczyć i szwagierkę i bratową (oczywiście nie naraz :D). Wilhelm był wcześniej w kanonicznym opowiadaniu o Sherlocku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zależności rodzinne w polszczyźnie są przebogate (nie mogę odżałować, że ubożeją, a ciotka, wujek i szwagierka zawłaszczają teren). Angielski w ogóle nie ma do tego startu. Ale jak się tłumaczy, to IMO, dobrze byłoby się na coś zdecydować, a potem tego trzymać. A jeśli wiadomo, że mowa o siostrze narzeczonego, to skąd w ogóle bratowa?

      Usuń
    2. Nie wiem skąd. Może to znaczenie było pierwsze w słowniku.

      Usuń
    3. Które by nie było, po to człowiek ma mózg, żeby nie tłumaczyć mechanicznie. Pierwsze znaczenie z brzegu to może sobie brać Google Translator.

      Usuń
    4. W praktyce różnie bywa (może ktoś faktycznie użył przekładu maszynowego, może kilka osób tłumaczyło po kawałku). Szkoda, że nie podajesz nazwisk tłumaczy.

      Usuń
    5. To jest jakiś pomysł.

      Usuń