czwartek, 16 lutego 2023

"Duch wielkiej ławicy" — nietrafione prognozy

Tytuł:           Duch wielkiej ławicy          
Tytuł oryginału: The Ghost from the Grand Banks
Autor:           Arthur Clarke                 
Tłumacz:         Radosław Kot                  
Wydawnictwo:     Etiuda                        
Rok 1. wydania:  1990                          

Pewne grupy doszły do wniosku, że w setną rocznicę zatonięcia podniosą z dna wrak Titanica. Czyli akcja rozgrywa się głównie w 2012 roku (chociaż plany zaczynają powstawać o wiele wcześniej), około pokolenia po publikacji. I to niefortunny okres, chociaż z datą zatonięcia nic się nie dało zrobić. Za łatwo sprawdzić, w których momentach pisarz poprawnie prognozował.

Autor próbował przedstawić jakąś wizję ówczesnej przyszłości, ale z niczym nie trafił. Pewne rzeczy przeszacował, innych mocno nie docenił. Rozbawiła mnie wizja, że obraz komputerowy ładuje się po linijce, bo trzeba dużo obliczeń (i nie mówimy tu o przedpotopowym sprzęcie używanym w miejscu pracy). Za to badania dna morskiego idą pełną parą, a hologramy trafiły pod strzechy.

Nie podobało mi się przyjmowane za pewnik założenie, że zmiany klimatyczne wynikają z naturalnych procesów, a nie z ludzkich szaleństw. Gdzieś tam pada stwierdzenie, że natura przygotowywała paliwa kopalne przez wiele lat, a człowiek spalił dopiero sto. Serio? Organizacje ekologiczne przedstawiane są jako bandy szaleńców.

Pewną rolę odgrywa zbiór Mandelbrota. Clarke niby próbuje wyjaśniać, co to takiego, ale zaskoczyło mnie, że można to zrobić bez użycia liczb zespolonych. No, takie traktowanie ekologii i matematyki sprawia wrażenie, że warstwa science w SF mocno kuleje.

Książka raczej krótka, ale bohaterów całe mnóstwo. Nie zdążyłam się z żadnym jakoś porządnie zżyć. To na pewno opis projektu (śmiałego, interesujące rozwiązania technologiczne), a nie człowieka.

Pod względem językowym powieść też mnie nie rzuciła na kolana. Trafiają się literówki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz