Tytuł: Droga do Nawi
Autor: Tomasz Duszyński
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Rok 1. wydania: 2015
Fantasy rozgrywające się we współczesności. O tyle odróżniające się od zwyczajnego urban fantasy, że występują w nim i knują na potęgę nasi, słowiańscy bogowie. Mocno kojarzyło mi się z "Amerykańskimi bogami". Powieść raczej męska — sporo tu walk, trupów i wymachiwania giwerami. Kobiety służą do bronienia ich albo podrywania. Ewentualnie może taka jedna z drugą zostać asystentką.
Główni bohaterowie książki to troje ludzi, na samym początku połączonych faktem, że ich akta znalazły się w tajemniczej teczce. Wszyscy (a szczególnie dwóch panów) irytowali mnie tym, że działają, mimo niezrozumienia sytuacji. Kazano zabijać/ pilnować? Zabijają/ pilnują i nie wnikają w szczegóły, bo nie mają na to czasu. Niekiedy w starciu nie wiedzą, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Nie lubię, kiedy ktoś najpierw strzela, a potem zadaje pytania. Oprócz problemów etycznych dochodzi wrażenie, że to nie bohaterowie coś robią, tylko fabuła im się przydarza, a oni płyną z prądem zdarzeń. Zresztą, sami czują się pionkami w rozgrywce bogów.
Podobały mi się za to postacie z naszej mitologii, zwłaszcza te mniej rozpowszechnione — jak na przykład pogodnik.
jakimś cudem, czyt. łapówką
jakimś cudem, czyt. łapówką
Denerwowało mnie jeszcze to, że przez cały czas razem z głównymi bohaterami nie wiedziałam, o co w tym wszystkim chodzi. Nawet po przeczytaniu ostatniej strony mam wątpliwości. Trudno mi wręcz orzec, czy wszystkie wątki zostały podomykane, ale nie wydaje mi się (co z siostrą pogodnika?). Ucieszyłam się, kiedy cyngle wreszcie zaczęły się buntować przeciwko brakowi wyjaśnień. Szkoda, że dopiero w mniej więcej dwóch trzecich książki, bo od tego momentu zrobiło się znacznie ciekawiej. Ogólnie — to jedna z tych powieści, które bez problemu można odłożyć na dłuższą chwilę. Nie mam pojęcia, co jest grane — to i nie ciekawi zbytnio, jaki będzie wynik.
Świat właściwie bardzo podobny do naszego, więc przy kreacji się Autor nie napracował. Ale podobały mi się opisy Nawi. Plus również za umieszczenie akcji w dwóch słowiańskich krajach: Polsce i Rosji.
Język mógł być lepszy. Mam wrażenie, że Autor jeszcze nie wyrobił sobie stylu. Przeszkadzało mi mylenie "gdzie" i "dokąd", szczególnie w wypowiedziach Rosjan. Kto jak kto, ale oni powinni rozróżniać. Rozbawił mnie fragment "wąż przerastał najemnika o głowę" (s. 263). Ciągle nie wiem, czy wąż przy tym stał na czubku ogona, czy też tylko podnosił przednią część ciała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz