Tytuł: Zachęta do filozofii. Fizyka
Tytuł oryginału: Προπρεπτικος. Φυσικῆς Ἀκροάσεως
Autor: Arystoteles
Tom: 1
Autor: Arystoteles
Tom: 1
Wydawnictwo: PWN
Rok 1. wydania: IV w. p.n.e.
Pierwszy tom dość długiego, filozoficznego cyklu PWN. Nie bardzo rozumiem, dlaczego Arystoteles wylądował przed Platonem, ale trudno, czytam zgodnie z numeracją. W tej części znalazły się dwa traktaty, jeden zachowany tylko we fragmentach. No cóż, muszę stwierdzić, że przez ostatnie dwa i pół tysiąca lat w metodologii nauki mnóstwo się pozmieniało.
Arystoteles nie zachęcił mnie do filozofowania. Mam wrażenie, że końcowy wniosek, do którego należało dojść, zawarty jest już w tezie. Takie "filozofia jest fajna, więc fajnie się filozofuje" powtórzone bardzo wiele razy. Gdybym nie wiedziała z doświadczenia, że dowiadywanie się nowych rzeczy potrafi sprawić ogromną frajdę, to argumenty by mnie w ogóle nie przekonały. Ciekawam, jak zareagował król Cypru...
"Fizyka" też zbytnio do mnie nie przemówiła. Po omówieniu podstaw (takich jak zasady filozofii przyrody) Arystoteles przechodzi do ruchu — bardzo szeroko rozumianego, z przemianami włącznie. A potem wszystko bardzo drobiazgowo definiuje, dzieląc włos na czworo, a ćwiartki jeszcze na ósemki.
Do tego trudno mi zachwycać się rozumowaniem, kiedy jestem przekonana, że przesłanki lub końcowe wnioski są fałszywe. A niekiedy tak bywało. Na przykład (s. 176) wielki filozof stwierdza, iż "Najmniejszą liczbą w ścisłym tego słowa znaczeniu jest liczba 'dwa'". OK, rozumiem — zero trzeba było najpierw wymyślić i to niekoniecznie jest oczywista idea. Z liczbami ujemnymi jeszcze gorzej. Ale co z jeden?
Rozumiem również, że to początki filozofii jako nauki, że od czegoś trzeba zacząć (szanuję Arystotelesa i wielu jego braci w rozumie), ale irytowało mnie wygłaszanie z absolutnym przekonaniem niesprawdzonych doświadczalnie bzdur. Empiryzm uważam za bardzo zdrowe i rozsądne podejście. Warto jednak wspomnieć, że znalazłam również zdania świadczące o geniuszu.
W lekturze nieco przeszkadzało mi umieszczenie przypisów na końcu książki. Nie lubię, kiedy po napotkaniu indeksu górnego trzeba przerwać czytanie, poszukać innej kartki, znaleźć odpowiednią liczbę, aby poznać niekoniecznie istotną informację. Zdecydowanie wolę przypisy na dole strony. Skoro w fizyce w ostatnich milleniach zaszły duże zmiany, to może w technice drukowania też coś drgnęło? Za to podobało mi się przytoczenie wielu terminów również w oryginalniej wersji. Człowiek może się z greki podszkolić. A nawet zdziwić, że aż tyle naszych słów ma takie stare korzenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz