Tytuł: Pływ
Tytuł oryginału: Flux
Autor: Stephen Baxter
Autor: Stephen Baxter
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok 1. wydania: 1993
Powieść o istotach żyjących wewnątrz gwiazdy neutronowej. Pomysł niesamowity — w ogóle wydaje się, że trudno zaakceptować życie na powierzchni czerwonego karła, a co dopiero wewnątrz znacznie masywniejszej gwiazdy. Jednak Autor sprawia wrażenie, że wie, o czym pisze — przemyca sporo wiadomości na temat fizyki kwantowej. W końcu ma dyplom inżyniera i coś o działaniu (wszech)świata wie.
Mimo to miałam problemy z zawieszeniem niewiary w życie wewnątrz gwiazdy. Nie jestem do końca pewna, czy bohaterowie książki mieli być świadomymi istotami złożonymi z atomów (względnie innych składników tworzących skomplikowane struktury), czy raczej zantropomorfizowanymi cząstkami elementarnymi. Z jednej strony — do czegoś tam potrzebują cyny. Z drugiej — falują, żeby się przemieszczać. Z trzeciej — czują, przejmują się losem krewnych... Z czwartej — zdaję sobie sprawę, że grawitacja w gwieździe neutronowej jest straszna. Tam nawet nukleony nie czują się komfortowo.
Niemniej jednak Baxter wykreował bardzo interesujący świat. To nie tylko sztucznie stworzeni ludzie, ale także liczne autochtoniczne gatunki: drzewa, świnie powietrzne, pająki i wiele innych. Dużo się dowiadujemy o budowie i działaniu niektórych. Fizyka świata wewnątrz gwiazdy też gruntownie przemyślana.
Irytowało mnie imię protagonistki: Dura. To po rosyjsku znaczy "głupia" i jakoś trudno mi było wypchnąć z głowy to skojarzenie. Wiem, w łacinie i językach pochodnych ten korzeń sugeruje trwałość, twardość. I faktycznie dziewczyna łatwo się nie poddaje. Mimo wszystko... Uważam, że należało podczas tłumaczenia jakoś dostosować imię do słowiańskich systemów.
Fabuła rozkręca się dość wolno, dopiero niedługo przed połową książka naprawdę mnie wciągnęła i przejęłam się losem postaci. Acz wciąż mam wrażenie, że w powieści znalazło się sporo zapychaczy. Jak na przykład surfing, któremu poświęcono wiele miejsca, a który ostatecznie nie odegrał większej roli w wydarzeniach.
W tekście znalazły się również dziwaczne frazy, jak na przykład "nieszkodliwe symbionty". Wydaje mi się, że symbiont nie szkodzi z definicji. Inny podejrzany fragment, ze strony 66: "rzeźbę człowieka z rękami i nogami rozpiętymi na pięciu szprychach". Cóż, najwyraźniej albo bohaterowie jednak mocno różnili się od nas anatomicznie (a nic na to nie wskazuje), albo biedakowi rozszczepiono którąś kończynę.
Bardzo mnie zaskoczyło, że grupy ludzi, rozłączone przez dziesięć pokoleń, bez problemów mogą się ze sobą porozumieć. No, tego nie kupiłam. Język ewoluuje.
Pod względem językowym nie jest źle, ale mogło być lepiej. Sporadycznie trafiają się zgubione podmioty i zaimki odsyłające gdzieś w kosmos.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz