Tytuł: Gargantua i Pantagruel
Tytuł oryginału: La vie de Gargantua et de Pantagruel
Autor: François Rabelais
Tom: 1
Autor: François Rabelais
Tom: 1
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Rok 1. wydania: 1532-1546
Trzy pierwsze księgi (z pięciu, w tym ostatniej wydanej pośmiertnie) znanego satyrycznego dzieła o rodzinie olbrzymów. Wysławiają radość życia. Najchętniej — niczym nieskrępowaną, czego zapewne dowodzić mają liczne żarty skatologiczne.
Cóż, obecnie ten rodzaj humoru chyba się nieco zestarzał i wyliczanka rzeczy, które można wykorzystać do podtarcia zadka nie śmieszy tak, jak przed wiekami. A może to papier toaletowy w miękkich splotach zadusił fantazję w narodach...
Sporo również żartów stanowiących odniesienie do polityki — do władzy królewskiej, do toczonych wojen. Tych akurat przeważnie nie rozumiałam bez wyjaśnień. Owszem, wyjaśnienia te następują, ale w moim wydaniu przypisy znajdują się na końcu książki, a do tego poskąpiono w tekście jakichkolwiek odsyłaczy do nich. Powinnam więc zgadnąć, że to zdanie powinno mnie rozbawić (bo na przykład odnosi się do dzieł znanego powszechnie pół tysiąca lat temu scholastyka), a następnie sprawdzić szczegóły. Niestety, to tak nie działa, a tłumaczenia potrafią zabić dowcip. Szczególnie czytane hurtem.
Kiedyś jednak dzieło musiało bawić niezmiernie i/lub grać na nosie cenzurze, bo Autor zdecydował się wydać pierwszą księgę pod pseudonimem. Cóż, kilka do dziś celnych żarcików jest...
Trudno doszukiwać się uczciwej fabuły — na początku wiele opisów, ile i jakiego jedzenia, strojów itp. potrzebuje młody olbrzym. Potem epizody z młodości. Ostatnia księga pierwszego tomu poświęcona jest głównie rozważaniom Panurga (przyjaciel Pantagruela), czy powinien się ożenić, czy też nie. Przy tym, dość monotonnie, ciągle według tego samego schematu: owszem, powinien się ożenić, bo to mu przyniesie mnóstwo korzyści, ale rogów przy tym nie uniknie. Ogólnie — sporo różnych wyliczanek, od spisu książek do listy przekleństw.
Bohaterowie zmieniają się w zależności od potrzeb. Czasem są tak wielcy, że mogą utopić wrogów w urynie, a w gębie mają wioskę pełną ludzi, czasem swobodnie rozmawiają ze zwykłymi śmiertelnikami. Jakby całość była pisana od sceny do sceny, bez ogólnego planu.
Do języka nie mam zastrzeżeń. Na marginesie — podziwiam Boya-Żeleńskiego. Już sama liczba przetłumaczonych książek imponuje. A i jakości nie można niczego zarzucić...
No i wydanie z Wydawnictwa MG ma świetne okładki - do obu tomów (ks. I-III i IV-V) - przeróbki dzieł jednego z moich ulubionych malarzy: Pietera Bruegla Starszego (sam olbrzym to powiększony jeden z tancerzy z obrazu "Taniec wiejski").
OdpowiedzUsuńMożliwe. Moje wydanie jest stare, pochodzi z 1955, i w roli ozdobników występuje wyłącznie obwódka z różnych rzeczy naszkicowanych na okładce.
Usuń