Tytuł: Ofiara Polikseny
Autor: Marta Guzowska
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok 1. wydania: 2012
Autor: Marta Guzowska
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok 1. wydania: 2012
Debiut Autorki, kryminał rozgrywający się w obozie archeologów. Wykopalisko w bardzo znanym miejscu, bo pod Troją. I to ma wpływ na fabułę. Nie tylko taki, że jeden z badaczy chowa się w replice konia trojańskiego (zbudowanej dla turystów), żeby nikt nie widział, że wychodzą razem z kochanką.
Umiejscowienie akcji wykorzystane bardzo dobrze, można się trochę dowiedzieć o mitach i obyczajach starożytnych Achajów. Na przykład, kim była tytułowa Poliksena. Albo poznać historię dziewic lokrejskich. A wszystko dlatego, że Ajaksa sparła chuć i zgwałcił Kasandrę na terenie świątyni.
W ogóle badania przed napisaniem książki musiały być imponujące — widać również wiedzę antropologiczną, znajomość obyczajów much z upodobaniem składających jaja w świeżych zwłokach, rozeznanie w terenie o wiele lepsze niż to wyniesione z jednej wycieczki turystycznej... Czyli duży plus za zapoznanie się z tematem.
Nietypowe zawiązanie akcji — trup pojawia się dość wcześnie, ale że wykopują go archeolodzy, nie wymaga natychmiastowego wszczęcia śledztwa. Współczesne zwłoki (za to na starym ołtarzu) znajdują się dopiero mniej więcej w jednej czwartej książki.
Od tego miejsca robi się ciekawie, bo wcześniej... No, uważam, że rozdział o tym, jak narrator bierze prysznic i pije piwo, można spokojnie wywalić bez szkody dla fabuły. Ale świeże trupy przydają rumieńców kryminałowi.
Narrator i protagonista strasznie irytujący. Nic, tylko się użala — że upał, że piwo ciepłe i niedobre, że jego była flirtuje z bogatym dupkiem, że w nocy ciemno, że z tubylcami nie da się dogadać po angielsku... Sam przy tym interesuje się głównie piwem. Obraża ludzi całkiem bez sensu, prosi o przysługi, czasem ich szantażuje, potrafi beztrosko wypaplać każdą tajemnicę, nawet bardzo poważną... Dziwne, że ktokolwiek chciał go zabrać na te wykopaliska. Omijałabym typa szerokim łukiem.
Językowo mogło być dużo lepiej. Sporadyczne literówki jeszcze można przeżyć. Kulejącą interpunkcję czy jakiś błąd w zapisie dialogów — również. Ale byk ortograficzny?! Pisownia słowa "żeż" nie powinna być wiedzą tajemną, zwłaszcza dla pracowników wydawnictw.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz