piątek, 25 października 2019

"Polska nowela fantastyczna" — o nauce w XIX w.

Tytuł:          Polska nowela fantastyczna
Redaktor:       Julian Tuwim              
Tom:            2                         
Wydawnictwo:    Wydawnictwo Literackie    
Rok 1. wydania: 1952                      

Drugi tom opowiadań fantastycznych wybranych przez Tuwima spośród dzieł mniej lub bardziej znanych dziewiętnastowiecznych pisarzy (no, z grubsza; niektórzy żyli na przełomie wieków). W pierwszej części dominującym wątkiem była wiara, często pojawiał się diabeł, teraz rządzi nauka, która przez pozytywistów wynoszona bywała na piedestał. A to dostajemy niezwykłą konstrukcję mechaniczną, a to nawiązania do mikroskopów, a to koleje...

Książka składa się z jedenastu opowiadań spod piór ośmiu pisarzy. Odnoszę wrażenie, że zostały uporządkowane z grubsza chronologicznie, ale nie podano daty powstania. Po prostu pierwsze teksty wydają się bardziej osadzone w szlacheckim świecie, ostatnie — w XX w., nawet w jego połowie (acz już po śmierci Autora).

Józef Bohdan Dziekoński napisał dwa opowiadania, oba w dość afektowanym stylu, obfitującym w rozmemłane opisy. Narratorem jest zblazowany młodzieniec, który sam właściwie nie wie, czego chce, a marudzi na wszystko.

Ludwik Niemojowski pisze konkretniej, ale za to bardzo rozwlekle — opowiadanie o prostej w gruncie rzeczy fabule zajmuje mu pół setki stron.

Tekst Włodzimierza Zagórskiego właściwie trudno nazwać fantastyką — opisuje sen, w którym odwiedza dwór Radziwiłła "Panie Kochanku", gdzie opowiada o współczesnej sobie technice.

Sygurd Wiśniowski przedstawia ciekawy (acz całkiem niemożliwy) problem naukowy, chociaż niepotrzebnie ubiera go w zużyte szatki romansu. Co gorsza, podobny temat został omówiony przez jednego z dwudziestowiecznych klasyków, więc po prostu wiem, w jaki prosty sposób można rozwiązać niektóre kłopoty bohatera.

Opowiadanie Władysława Łozińskiego, najdłuższy tekst w zbiorze, nie nawiązuje do motywów naukowych, jest bardziej romantyczne w wymowie — to raczej fantasy akcentujące potrzebę wiary.

Bolesław Prus w swoich dwóch opowiadaniach poszedł w stronę moralizatorską — podkreślał, że nie należy narzekać na nieszczęścia dotykające człowieka, bo one rozwijają duszę, a złorzeczenie kończy się bardzo źle.

Antoni Lange zajął się dość oryginalną problematyką rozciągania czasu (w ludzkiej percepcji). Szkoda tylko, że w tym ujęciu jakoś mi się opisy kojarzyły z narkotykami.

Stefan Grabiński przedstawił jeden horroropodony utwór związany z pociągiem i tekst o żywiołakach ognia. 

Pod względem językowym teksty stoją na różnych poziomach. Od czasu ich powstania bardzo wiele mogło się zmienić w zasadach pisowni, ale zmiana podmiotu w zdaniu złożonym z imiesłowem współczesnym i tak mi przeszkadzała. A tautologia zazgrzytała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz