wtorek, 16 marca 2021

"Beatrycze i Wergili" — o pisaniu

Tytuł:           Beatrycze i Wergili
Tytuł oryginału: Beatrice and Virgil
Autor:           Yann Martel        
Wydawnictwo:     Albatros           
Rok 1. wydania:  201              

Nie wiem, kto podejmuje decyzje, w jakim dziale księgarni lub biblioteki wyląduje dana książka, ale jeśli popełni błąd, może skrzywdzić i pisarza, i czytelników. A i na nim będą psy wieszać... Tę książkę ktoś ustawił w fantastyce. Zapewne dlatego, że występują w niej gadające zwierzęta. Z tym, że niezupełnie. W powieści sporo miejsca zajmuje analiza fragmentów sztuki, w której występują oślica i wyjec. Ale pisanie sztuki to jeszcze nic fantastycznego. Różnica jest jak między bajkami Ezopa a jego beletryzowaną biografią.

Gdyby nie zawód wykonywany przez autora sztuki — taksydermista — oraz przewijający się ciągle w tle holokaust, książka byłaby nudną obyczajówką, jakich tysiące tłoczą się na półkach. Pierwszy element wprowadza odrobinę egzotyki, drugi — głębi. Jednak bez szaleństw. Odnoszę wrażenie, że Autor celuje w dzieło, które może stać się klasyką. Cóż, poczekam ze sto lat, dla mnie jego czas jeszcze nie nadszedł. Acz już nadaje się do męczenia dzieci na lekcjach polskiego i zadawania trudnych pytań o interpretację.

Widzę tu szerokie pole do popisu. Można iść w stronę tego holokaustu, można w stronę ekologii. A można rysować analogie między Żydami a niezliczonymi gatunkami. Albo między ludzkością a faszyzmem.

Wniosek z lektury wysnułam jeden: fajnie jest być autorem bestsellera. Choćby jednego, ale takiego z przytupem. Pewnie w Polsce to tak nie działa, ale bohater (zapewne w jakimś stopniu alter ego Martela) może pod wpływem kaprysu przeprowadzić się do innego miasta (oraz kraju) i tam żyć sobie spokojnie, nie troszcząc się o pracę ani o to, że nie chcieli mu wydać następnej książki (owszem, to boli, ale nie zagraża egzystencji), a za to mając wiele czasu na realizowanie siebie.

Nie zauważyłam usterek językowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz