środa, 24 marca 2021

"Msza żałobna" — wielowątkowo

Tytuł:           Msza żałobna
Tytuł oryginału: Dödsmässa   
Autor:           Arne Dahl   
Wydawnictwo:     Czarna Owca 
Rok 1. wydania:  2004        

Tytuł zapewne bierze się od Requiem Mozarta, które bardzo lubi jeden z bohaterów — jeśli akurat nie słucha, to i tak dźwięczy mu w uszach, przypomina się tekst... Oprócz tego w książce nie brakuje śmierci, powodów do smutku i żalu. Chociaż niektóre rzeczy się udają.

Powieść jest wielowątkowa i zaczyna się w kilku różnych miejscach — tu weekendowa wyprawa, aby kupić zabytkowe biurko, tam napad na bank, ówdzie przemówienie Busha z okazji ataku na Irak, jeszcze gdzie indziej dziennik niemieckiego naukowca, który jako zmobilizowany naprędce szwej szturmuje Stalingrad, przeplatany z działaniami bezimiennego złoczyńcy. Te wszystkie wątki splatają się, ale powoli, ostatnie dołączają do makatki dopiero pod koniec.

A w prawie każdym występuje sporo postaci, których nie sposób zapamiętać. Najbardziej mylili mi się Hjelm i Holm, chociaż jedno z nich chyba jest kobietą. Do tego niewykluczone, że obydwoje mają rodziny, również występujące w książce (jeden na pewno miał żonę). Możliwe, że Autor bardzo lubi nazwiska na h, bo oni nie byli jedyni.

W pierwszej części powieści bohaterowie wykazywali irytującą tendencję, żeby w środku emocjonującej akcji zawiesić się i zacząć myśleć o czymś z nią niezwiązanym. Na przykład o seksie. Albo o jakimś wspomnieniu sprzed lat. Być może miało to służyć podtrzymaniu uwagi czytelnika (w moim przypadku pudło), a może tylko podkręceniu liczby znaków. A przy okazji — obszerne cytaty z przemówienia Busha można było sobie darować.

Tak mniej więcej od połowy luźne wątki połączyły się w miarę sensowną całość. Od tego etapu czytałam z prawdziwym zainteresowaniem. Nawet bohaterowie niemal przestali myśleć o niebieskich migdałach i skupili się na rozwiązywaniu problemów.

Pod względem fabularnym — jest kilka ciekawych zagrań. Ogólnie, z perspektywy całej powieści, akcja mi się podobała. Chociaż jak na kryminał sporo tu romansowania.

Zgrzytnęły mi dinozaury zamieniające się w ropę, węgiel i gaz. Obstawiam, że paliwa kopalne raczej pochodzą z roślin niż zwierząt (już za życia białko gorzej się pali niż celuloza). I wydaje mi się, że wiele z tych procesów zachodziło w karbonie, nie czekając na trias.

Usterek językowych nie zauważyłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz