niedziela, 12 czerwca 2016

"Świętoszek" wiecznie żywy

Tytuł:           Tartuffe czyli świętoszek 
Tytuł oryginału: Le Tartuffe ou l'Imposteur
Autor:           Molière                   
Wydawnictwo:     Wydawnictwo RTW           
Rok 1. wydania:  1664                      

Komedia w pięciu aktach. Oczywiście — świetna, oczywiście — śmieszna, oczywiście — wciąż aktualna. Może ostatnio utrzymywanie różnych hipokrytów bezpośrednio w domu wyszło z mody, ale ilu polityków obecnie rozmodlonych, niegdyś ateistów każdy potrafi wymienić? Telewizja z Internetem dają współczesnym Tartuffom ogromne możliwości. Tylko rozsądną a pyskatą pokojówkę trudniej znaleźć.

Sztuka niezbyt długa — trzeba wszak zmieścić się w określonym czasie — ale Molier upchnął w niej całą intrygę, szereg barwnych postaci i mnóstwo komizmu (jak dla mnie, Doryna rządzi). Podbarwionego, niestety, gorzkim doświadczeniem.

Trudno w to uwierzyć, lecz kiedyś ta komedia napotykała potworne trudności. Zabroniono jej publicznego wystawiania, Autor musiał dwukrotnie zmieniać tekst i łagodzić przekaz, bo wyśmiewanie hipokryzji utożsamiono z atakiem na religię. No, i gdzie teraz jesteście, wszystkie psy szczekające na Moliera? Kto pamięta wasze nazwiska? Kto się śmieje ostatni? Mam nadzieję, że jakiś niewyżyty cenzor to czyta.

Ogólnie — do samej komedii nie mam zarzutów. I język poszczególnych postaci interesujący, bo zróżnicowany. I ilustracje — zdjęcia z rozmaitych (polskich i francuskich) wystawień komedii — ładnie wzbogaciły tekst.

Nieco gorzej z komentarzami i tekstami krytycznymi, które znalazły się w moim wydaniu. Część, owszem, bardzo pożyteczna, dostarcza ciekawych informacji (chociażby ta o ilości wersji). Ale niektóre wydają się skierowane do francuskich dzieci.

Do dzieci, ponieważ zawierają polecenia typowe dla szkolnych: "W których wersach znajdujemy ironię?", "Porównaj zakończenie aktu II i III [...]". Jeszcze gorsze były komentarze odnoszące się do tekstu sztuki, wyjaśniające, co dana osoba chciała powiedzieć i dlaczego ma to mnie rozbawić. Czułam się, jakbym oglądała głupawy sitcom z nagranymi wybuchami śmiechu.

Do francuskich, ponieważ pełno w nich odwołań do innych dzieł z tego kręgu kulturowego. Pewnie byłabym w stanie porównać Mickiewicza i Słowackiego. Ale pisać wypracowanie zestawiające "Świętoszka" z "Prowincjonałkami" Pascala? Eeee, Pascal kojarzy mi się przede wszystkim z fizyką, a odrobinę z gotowaniem. Wydaje mi się, że zamiast tłumaczyć, co miała na myśli Doryna, lepiej byłoby napisać, co łączy Moliera z na przykład Mauriaciem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz