Tytuł: Córka łupieżcy
Autor: Jacek Dukaj
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Rok 1. wydania: 2002
Książka niedługa (tekst pierwotnie opublikowany został jako opowiadania), lecz bardzo bogata w pomysły. Trafiają się zdania zawierające więcej ciekawych idei, niż grubaśne cegły innych autorów. Dłużyzn, w świetle powyższego, brak.
SF, jak na tego pisarza, chyba nawet dość miękkie, ale i tak czytelnik zostaje rzucony na głęboką wodę, musi z kontekstu zgadywać, czym w odwiedzanym uniwersum jest lśnienie, a czym ikjuria. I za to właśnie Dukaja lubię. No dobrze, ikjuria zostaje gdzieś tam w drugiej połowie książki wyjaśniona. Pewnie dlatego, że szanse samodzielnego poprawnego rozszyfrowania nędzniutkie.
Akcja rozgrywa się w przyszłości, nie tak znowu odległej, lecz diametralnie odmienionej licznymi wynalazkami. Końcówka raczej filozoficzna, może skłaniać do refleksji, nawet głębokich. Wcześniej zdarzenia i nowe informacje następują po sobie tak szybko, że wraz z bohaterką zapominamy o pewnym ważnym szczególe.
Jak zwykle u Dukaja, świat przemyślany, pełen zaskakujących szczegółów. No bo jeśli powiedziało się "A", to właściwie dlaczego nie spodziewać się "B" i "C". A nawet "Ą" oraz "Ć", o których często się zapomina.
Z radością rozpoznawałam nawiązania do klasyków fantastyki, w tym do mojej ukochanej "Diuny".
Język bogaty, nie brakuje neologizmów (ale o tym już wspominałam). Nie bardzo rozumiem, dlaczego Autor zdecydował się na wstawki po angielsku. Owszem, język powszechnie znany, ale mimo wszystko chyba nie każdemu dostatecznie dobrze. A Dukaj i bez obcych wtrętów uchodzi za twórcę raczej hermetycznego, dla nielicznych odbiorców. Po cóż dodatkowo zawężać ten krąg?
Kawałek dobrej, wciągającej i przemyślanej prozy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz