Tytuł: Lesio
Autor: Joanna Chmielewska
Wydawnictwo: Kobra
Rok 1. wydania: 1973
Kiedy czytałam tę książkę po raz pierwszy, jeszcze w podstawówce, momentami kwiczałam i rzęziłam ze śmiechu. Obawiałam się, że "to se ne vrati", ale jednak — nadal potrafię zarechotać na głos. Dialog Lesia ze stodołą — cudny. Sympatyczny Duńczyk też robi, co może, chociaż "kał basa" już nie bawi tak, jak kiedyś. :-)
Po latach czyta się powieść z pewną nostalgią. Ech, gdzie te przedkorporacyjne czasy, w których architekci znajdowali czas na dziwaczne rozrywki? Główny bohater w pierwszej części właściwie pracuje tylko w sytuacjach wyjątkowych i nikt się go przesadnie nie czepia. W trzeciej cały zespół wpada na niesamowity pomysł, niesłychanie dowalający wszystkim roboty, ale żaden z członków nie jęczy z tego powodu. Faktem jest, że za to wiele rzeczy i instytucji nie działa normalnie, zmuszając bohaterów do intensywnego kombinowania.
Postacie bez wyjątku sympatyczne. Niby czasami planują jakieś zbrodnie, ale tak realizują swoje plany, żeby czasem nic z nich nie wyszło. Zgrana paczka ludzi, z którymi można konie kraść i inne głupoty wyczyniać. Lekko zróżnicowani. Najbardziej od tła odstaje Lesio, ale i pozostali mają jakieś cechy, charaktery i historie.
Inna sprawa to wiarygodność bohaterów i ich przygód. W porządku, jeden nietypowy Lesio może kiedyś istniał, ale kilkoro dorosłych ludzi? A niekiedy próbują realizować projekty, których nie powstydziłaby się banda dziesięciolatków. Nie dziwota, że kierownik pracowni momentami poważnie wątpi w swoje zdrowie psychiczne...
Pod względem językowym — bardzo w porządku (wypowiedzi obcokrajowca pomijam). Chmielewska chłamu nie pisała.
Polecam na poprawę humoru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz