piątek, 30 grudnia 2016

"Baśnie i legendy" — mniej znany Sienkiewicz

Tytuł:          Bnie i legendy              
Autor:          Henryk Sienkiewicz            
Wydawnictwo:    Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza
Rok 1. wydania: 1967                          

Postanowiłam uczcić Rok Sienkiewiczowski (setna rocznica śmierci noblisty) przeczytaniem jakiegoś dzieła. Padło na mało znane, bo stosunkowo nowe "Baśnie i legendy".

To zestaw krótkich, zazwyczaj kilkustronicowych bajek. Utworki zostały pozbierane po różnych wcześniej wydawanych książkach oraz czasopismach i uszeregowane chronologicznie co do czasu akcji — zaczyna się od starożytności; Indii i Egiptu, a kończy na czasach współczesnych pisarzowi; rewolucji 1905 roku i późniejszych.

Być może to kwestia mojego wieku (nieco już odległego od pacholęcego), ale książka mnie nie uwiodła. Jeszcze potrafię zrozumieć nibybaśnie pisane "ku pokrzepieniu serc". Sienkiewicz tak rozumiał swój obowiązek wobec Ojczyzny i robił, co mógł, aby pomóc. W porządku, kiwaniu cenzora zawsze z ochotą przyklasnę. W pewnym momencie nawet powaliła mnie nieustająca aktualność przesłania: Psunabudes (egipski odpowiednik Pobiedonoscewa) będący "wrogiem wszelkiego postępu i instytucji demokratycznych, swobody prasy, niezawisłości sądów" brzmi niepokojąco znajomo.

Gorzej wypadają bajki mające dowodzić przewagi katolicyzmu nad wszystkimi pozostałymi religiami. Zaczerpnięty z ludowego prymitywizmu Lubomirski, który w momencie narodzin Jezusa był lutrem, rozbawił mnie, zamiast dostarczyć zamierzony przekaz. Ot, naiwna próba nawracania wyszła, a doniosła treść zabiła artyzm i przyjemność z lektury.

Czasy się zmieniły, wiele z terminów wyjaśnianych w przypisach obecnie przerabia się w szkole. Pewne wartości się zdezaktualizowały, ale niektórzy pewnie znajdą coś dla siebie. Fani "Trylogii" z przyjemnością spotkają się z panem Zagłobą.

Błędy się zdarzają. Nieszczęsny Lubomirski i luteranizm w pierwszym wieku musiały być świadome, ale mam wrażenie, że pisarz bardzo nietypowo definiuje "źrenicę", jakby uważał ją za synonim oka. No i nów księżyca odbijający się toni morskiej nieco mnie zaskoczył. Co tam się mogło odbijać? Chyba że to miał być pierwszy widoczny fragment "nowego" księżyca. I tu by się przydał przypis od redakcji. Na przykład zamiast tłumaczeń, kim jest Wisznu, a czym lotos.

7 komentarzy:

  1. Źrenica w jednym ze znaczeń jest synonimem oka. Wyszukane to i niezbyt częste, ale używane nawet współcześnie (też mogli dać przypis). https://wsjp.pl/haslo/podglad/19968/zrenica/1859497/wzrok

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm. Naprawdę? Cóż, pozostanę zwolennikiem używania słów zgodnie ze znaczeniem.

      Usuń
    2. Naprawdę. :)

      Usuń
    3. Rodzaj metonimii, część za całość.

      Usuń
    4. No dobra, jako synekdocha jeszcze ujdzie w tłoku. Ale mnie nie zachwyca, bo wybija z rytmu.

      Usuń
    5. Zachwycać nie musi (Słowacki miał zachwycać). Ja czytałem chyba tylko opowiadanie o Zagłobie, luzem. Bajka egipska podobno jest teraz w lekturach.

      Usuń
    6. I wielkie szczęście, że nie musi. ;-)
      Oj, spisu lektury to bym chyba nie rozpoznała...

      Usuń