Tytuł: Skowyt
Autor: Marek Świerczek
Wydawnictwo: Novae Res
Rok 1. wydania: 2015
Kryminał z elementami fantastycznymi. Poprowadzony o tyle nietypowo, że główny śledczy wzbudza sympatię, chociaż należy do niesławnej SB. Mimo to nie przepada za ustrojem, nie donosi na kolegów. Dowcipy polityczne go nie bawią. Zresztą, pozostałe chyba też nie.
Bohater dostaje polecenie odszukania pewnego człowieka, Artura Hellera. Nie może zająć się tym zwyczajna milicja, bo zaginiony też jest funkcjonariuszem SB. A do tego — i tu zaczynają się elementy fantastyczne — nie jest w pełni człowiekiem.
Często miałam problemy z zawieszeniem niewiary, szczególnie w związku z poszukiwanym. I nawet nie chodzi o jego wewnętrzną bestię — tak sobie Autor wymyślił, więc niech będzie. Ale Artur został osierocony, kiedy miał roczek, opiekująca się nim babcia zmarła rok później. Mimo to potem zaskakująco dużo pamięta na temat swojej rodziny i rodzinnej wioski. A z późniejszych opisów trafienia do domu dziecka wynika, że był wtedy już dość duży.
Do tego poszukiwany zdążył ukończyć studia, być w seminarium duchownym, podjąć pracę w SB, przejść tam nietypowe szkolenia, zdobyć żonę i jakieś kochanki, oszaleć, uciec... A kiedy toczy się akcja, facet nie ma jeszcze trzydziestki. No, coś mi się nie zgadza.
Najbardziej irytował mnie jego pamiętnik. Niby zaginiony dowiaduje się, kim jest (i opisuje, jak do tej wiedzy dochodził), ale nie pisze najważniejszego. Za to rozpisuje (w raczej poetyckim stylu) się na temat powtarzalnych, mało istotnych rzeczy: "Rozluźnia mnie tylko połączenie gorącego prysznica i wódki. Siedzę w ciemności, wpatrując się w błękitną poświatę na mokrej skórze. Parujące strumienie spływają po karku i plecach. Alkohol roztapia grudę zimna w brzuchu. Wtedy znów mogę oddychać. Ból znika".
Rozumiem, że Autor nie chce zdradzać tajemnic przed czasem, ale przez to wstawki pamiętnikarskie wyglądają bardzo nienaturalnie. Kto przepisuje do pamiętnika posiadane dokumenty?
Pozostali bohaterowie niekiedy sprawiali wrażenie stereotypowych. Na przykład, wygląda na to, że każdy funkcjonariusz SB pije na potęgę. Główny bohater też nie stroni od gorzały. Wyższe szarże łoją koniak.
Nie znam się, ale mam wrażenie, że w książce trafiają się anachronizmy. Niby akcja toczy się, kiedy dogorywa miniony ustrój — już trwają rozmowy z opozycją. Jednak prawie każda postać pije z musztardówki. Ja tych szklanek z dzieciństwa nie pamiętam, może obracałam się w innych kręgach. Ale worki na śmieci? Wydaje mi się, że te pojawiły się dopiero wraz z rozpasanym kapitalizmem. Wcześniej wykładało się kubeł na śmieci gazetą.
Zakończenie mnie nie usatysfakcjonowało. Z przyjemnością poznałabym więcej wyjaśnień na temat całej sytuacji i poszukiwanego.
Pod względem językowym nie jest źle. Trafiają się jakieś powtórzenia czy literówki, ale tylko sporadycznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz