sobota, 1 grudnia 2018

"Czarodzicielstwo" — o przesycie

Tytuł:             Sourcery        
Tytuł tłumaczenia: Czarodzicielstwo
Autor:             Terry Pratchett 
Wydawnictwo:       Corgi Books     
Rok 1. wydania:    1988            

Piąta książka z cyklu o Świecie Dysku. Tym razem do władzy dorwał się czarodziciel, który sprowadza na świat magię w ilościach hurtowych. Wbrew pozorom, taka łatwodostępna magia to nie jest coś, co wychodzi na dobre Niewidocznemu Uniwersytetowi. A i reszta świata cierpi... Do obrony wszystkich zagrożonych zmuszony zostaje ktoś, kto najmniej się do tego nadaje — Rincewind.

Pratchett już zdążył oswoić się z koncepcją fabuły, w powieści dużo się dzieje. I to wielowątkowo — walki o władzę w różnych miejscach, uciekająco-walczący Rincewind, romans między parą superbohaterów, Bagaż podróżujący na własną rękę... Oczywiście, wątki zgrabnie się łączą. Przecież wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby wezyr nie był taki podły, a superbohaterka nie rąbnęła koni niezwykłym jeźdźcom... Walka i niepewność aż do końca książki, aż nie wiadomo, co jest bardziej niebezpieczne.

Bo nadmiar magii okazuje się bardzo szkodliwy. Czarodziejów da się tolerować, dopóki są stosunkowo słabi, skoncentrowani na własnym światku i nikt nie podsuwa im głupich pomysłów.

Dużo satyrycznych nawiązań. Już od samego początku — do "Siódmego syna". U Carda siódmy syn siódmego syna ma niezwykłe zdolności. U Pratchetta — ósmy syn ósmego syna zostaje czarodziejem. I rezygnuje z seksu. Bo jego ósmy syn stanowiłby zagrożenie dla świata.

Do tego dochodzą mrugnięcia w stronę arabskich historii: "Baśnie tysiąca i jednej nocy", władcy tak bogaci, że aż im to szkodzi, latające dywany, dżiny z lamp... Ponadto Autor często bawi się z przechodzeniem na drugą stronę antonimu. Można sobie wyobrazić różne przeciwieństwa światła — oczywiście jest ciemność, ale także coś jeszcze czarniejszego, swego rodzaju antyświatło...

Bohaterowie zabawni, choć większość chyba występuje jednorazowo. Acz Conina bardziej kojarzyła mi się z końskim mięsem niż z Conanem Barbarzyńcą. Za to uroczy jest chłopak, który bohaterskiego fachu próbuje się nauczyć w poradnika (a i to matka nie pozwoliła mu czytać wszystkich rozdziałów).

Podoba mi się zabieg z Bibliotekarzem. "Uuuuk" ma tak wiele znaczeń... Na oczach czytelnika orangutan tłumaczy sprzymierzeńcowi plan, który mimo wszystko pozostaje niespodzianką. Ciekawe zagranie.

Błyskotliwy język, pełen niezwykłych porównań i gierek słownych. Żywię nieustające przekonanie, że tłumaczenie Pratchetta musi być prawdziwą przygodą. No bo już na pierwszej stronie napotykamy na kwiatuszek: "except the reasons of the heart, which are warm and messy and well, unreasonable.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz