Tytuł: Dom obiecany
Tytuł oryginału: House of Tribes
Autor: Garry Kilworth
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Tytuł oryginału: House of Tribes
Autor: Garry Kilworth
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok 1. wydania: 1995
Książka — ze względu na bohaterów — bardzo nietypowa i raczej dla młodzieży, może nawet dla dzieci. Nie, dla dzieci chyba jednak nie, z powodu wątków zakładania gniazda, celibatu i tym podobnych. Główną rolę w powieści odgrywają myszy, a szczególnie jedna, wyjątkowo ciekawa świata, przeznaczona do wielkich celów — Handlarz.
Autor w przedstawianiu wszystkiego z punktu widzenia myszy zszedł naprawdę głęboko. Nawet nie chodzi o to, że ludzie zostali golcami (w sumie adekwatna nazwa). Myszy mają plemiona, zwyczaje, religie, powiedzonka, teorie wyjaśniające świat, buntowników, mędrców i margines społeczny... Gryzonie posługują się swoim językiem, inne zwierzęta — swoim. Koty mówią po francusku, a psy po japońsku.
Można się również dowiedzieć czegoś o rodzajach myszy. Co innego mysz leśna, a co innego badylarka. Pojawiają się również inne gatunki gryzoni: szczur, ryjówka, koszatka... Wbrew pozorom, można w powieści znaleźć trochę konkretnej wiedzy.
Wszystkie te gryzonie uwielbiają ser. Traktują go jak ambrozję, pokarm bogów... Niektóre dla kawałka sera zrobią wszystko, nawet wyjątkowo podłe rzeczy. Ciekawa jestem, czy prawdziwe myszy też tak za nim szaleją. Wiadomo, że lubią, bo bogaty w kalorie. Ale żeby od razu czcić?
Ciekawy wydaje mi się pomysł zatytułowania rozdziałów różnymi gatunkami sera. Szkoda, że nie znalazłam związku między tytułem a treścią. Wydaje mi się, że można nazwy rozdziałów dowolnie przetasować i nic to w książce nie zmieni. I czy myszy lubią maziste serki typu mascarpone?
Fabuła interesująca — myszy wpadają na dziwny pomysł i stawiają sobie naprawdę ambitne zadanie. Handlarzowi co chwilę grozi jakieś niebezpieczeństwo. A protagonistę można polubić. Może trochę jest nazbyt wspaniały i zdolny do wszystkiego, ale przyzwoita z niego mysz. Nie przepada (z wzajemnością) za łajdakami i osiłkami, samodzielnie myśli...
Nie mam większych zastrzeżeń do języka. Gdzieś tam trafiła się literówka i to by było na tyle. Nawet na tłumaczenie tytułu nie będę narzekać, chociaż znaczeniem odbiega od oryginalnego. Takie też jest ciekawe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz