niedziela, 3 lutego 2019

"Nędznicy" — ideologicznie

Tytuł:           Nędznicy      
Tytuł oryginału: Les Misérables
Tom:             I             
Autor:           Victor Hugo   
Wydawnictwo:     Iskry         
Rok 1. wydania:  1862          

Monumentalna powieść, nad którą Hugo pracował wiele lat. Publikowana bardzo różnie, ja mam dwutomowe wydanie. Zdaje się, że skrócone. Uch, i tak wydaje się raczej dokładne i pełne detali.

Akcja toczy się na początku XIX wieku we Francji. Pierwszy tom zawiera części poświęcone Fantynie i Kozecie. Opowiada historie życia kilkorga ludzi, raczej szczegółowo. Dość rzec, że zaczyna się od dokładnego opisu zwyczajów nietypowego biskupa (90% dochodów oddawał potrzebującym). Pod koniec rozdziałów mu poświęconych duchowny na krótko spotyka głównego bohatera, dokonuje w jego życiu przełomu, a potem znika. Przechodzimy do innej biografii.

Tworzona w ten sposób powieść obfituje w opisy ludzi, niekiedy miejsc, mniej zawiera zwrotów akcji, szczególnie nieoczekiwanych. Przynajmniej nie dla współczesnego odbiorcy — nie takie rzeczy już widzieliśmy... Często wiedziałam, jak z danej sytuacji wybrnie postać, na długo zanim Autor to ujawnił.

Bohaterowie bardzo wyraźnie dzielą się na złych i dobrych. Niewiele tu szarości, co najwyżej przejścia (trwałe) z jednej kategorii do drugiej. Ci dobrzy prawie zawsze są ubodzy. A jeśli nie, to żyją skromnie, chętnie pomagając innym. Źli zazwyczaj są przekonani o własnej prawomyślności i wyższości. To taki gatunek ludzi, którzy za zabranie cukierka skazaliby dziecko na ścięcie, jeśli tak głosi prawo. Nawet jeśli przeznaczeniem brzdąca jest uratować świat.

Takie przedstawienie postaci stwarza wrażenie manifestu ideologicznego — biedni z natury wydają się być dobrzy, to złe społeczeństwo ich odrzuca. Owszem, trafiają się i źli ubodzy, ale nie na nich koncentruje się Autor. Służą głównie znęcaniu się nad dobrymi i wzbudzaniu współczucia dla prześladowanych. Poglądy Hugo nie są właściwie socjalistyczne (bez apelów o równy podział środków produkcji), ale moralnym obowiązkiem bogatych jest wspieranie innych.

Powieść stanowi bardzo dobre źródło informacji o życiu w dziewiętnastowiecznej Francji. Sprzyja temu korowód rozmaitych postaci, szczegółowo omówionych — od biskupa do galernika. Pomagają również opisy miejsc.

Chociaż niekiedy wydają się zbyt szczegółowe — według mnie przedstawianie całej bitwy pod Waterloo tylko po to, żeby pokazać, jak hienia ograbia później trupy żołnierzy, to już przesada. Te strony wyjątkowo mi się dłużyły.

W moim wydaniu na końcu znalazły się wyjaśnienia co bardziej egzotycznych terminów. Niekiedy już tak spopularyzowanych, że w ogóle tłumaczeń nie wymagają, niekiedy zapomnianych, niekiedy bardzo lokalnych.

Mam wątpliwości co do dziecka Fantyny. Kochanek ją rzuca. OK, zdarza się. Już po rozstaniu dowiadujemy się, że jest zrozpaczona, bo ma dziecko. A dziesięć miesięcy później dziecko ma dwa i pół roku. Hugo się rąbnął czy facet rzucił matkę razem z dzieckiem, uważając to za świetny dowcip? Dodam, że tuż przed rozstaniem cały dzień oboje spędzili razem na wesołej wycieczce (kto się wtedy opiekował córeczką?).

Nie mam zastrzeżeń do języka. Tylko zasady interpunkcji zdążyły się zmienić. Słownictwo bogate, obfituje w nieużywane już terminy. W końcu klasyka...

2 komentarze:

  1. Jedna z moich ulubionych powieści :) A przy tym częściowo jedna z pierwszych przeczytanych z klasyki (no, po Sienkiewiczu, oczywiście). Częściowo, bo za komuny w formie książeczek dla dzieci wydano fragmenty Nędzników - ten z losami Kozety po śmierci matki aż do zabrania jej przez Valjeana i drugi - Gavroche.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Gavroche'a" mieli rodzice. Na pewno do niego zajrzałam, ale jakoś nie bardzo mi przypadł do gustu. Za smutny był albo ja za młoda. Zdaje się, że nie skończyłam czytać. Ale teraz dam szansę reszcie "Nędzników".

      Usuń