Tytuł: Dworce Chaosu
Tytuł oryginału: The Courts of Chaos
Autor: Roger Zelazny
Autor: Roger Zelazny
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok 1. wydania: 1978
Czytając, miałam wrażenie, że to fragment większej całości, środkowy tom długiego cyklu albo coś podobnego. Tak rzeczywiście jest, szkoda, że na okładce zabrakło miejsca na wzmiankę o tym drobiazgu. Zdołałam zrozumieć, czym są atuty (zaraz potem przestały mieć znaczenie w fabule). Jako tako orientuję się, czym jest wzorzec. Ale to przecież nie wszystko.
Autor bez przerwy odwołuje się do zdarzeń z przeszłości. Ktoś kiedyś zrobił coś narratorowi — zdradził go albo miał z nim dziecko... W każdym razie występują postacie obarczone dużym ładunkiem emocjonalnym. A dla mnie to tylko imiona, i to ginące w tłumie innych wrogów, przyjaciół i rodzeństwa.
Bohaterowie nie wypalili, została więc głównie fabuła, która wcale nie okazała się dla mnie interesująca. Ot, chłopcy walczą o władzę, wyszarpują jeden drugiemu Klejnot, zabijają przeszkody, toczą wojnę (prawdopodobnie z kimś i o coś, ale te szczegóły umknęły mojej uwadze)... Nuda. Sztampowe fantasy ze sztampowym bohaterem podpierającym się wielkim mieczem. Te atuty interesujące, ale w tym tomie właściwie niewykorzystywane.
Brakowało mi również znajomości świata, zasad, według których działa. Odnosiłam wrażenie, że protagonista głównie wędruje i snuje wspomnienia. Nie wyglądało to zbyt imponująco, ale podobno było bardzo trudne. Tylko że ja nie czułam tych trudności. Momentami bardziej podziwiałam jego konia — bydlątko biegło i biegło, niezłym tempem. A jeść dostawało raczej rzadko.
Za to nie zauważyłam usterek językowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz