niedziela, 10 maja 2020

"Historia kolorów" — pobieżnie

Tytuł:           Historia kolorów   
Tytuł oryginału: The Story of Colour
Autor:           Gavin Evans        
Wydawnictwo:     Bellona            
Rok 1. wydania:  2017               

Podtytuł "tajemniczy świat barw" to już chłyt matetingowy. Odkrywania tajemnic nie zauważyłam (bo i cóż tu jest tajemniczego?), to raczej przytaczanie ciekawostek. Zasadniczo ogólnodostępnych, tylko nie każdemu chce się grzebać po źródłach.

Książka podzielona jest na jedenaście rozdziałów, każdy poświęcony innej barwie (sześć kolorów tęczy plus brąz, róż, biel, czerń i złoto). Przeciętny rozdział składa się z około dwudziestu stron i zawiera kilka tematów — ułożonych chronologicznie wyrażeń związanych z danym kolorem. Z czym barwa kojarzyła się w różnych kulturach czy informacje typu "Żółte gwiazdy" w części o żółtym lub "Blues" w niebieskim. Skąd się wziął omawiany zwrot, co oznacza... Od czasu do czasu pojawia się mała ramka z wyjaśnieniem jakiegoś kolorowego idiomu.

Wyrażenia pochodzą z języka angielskiego (chociaż niekiedy Autor wspomina o nazwach danego koloru w różnych językach). Niektóre bardzo popularne (na przykład "błękitna krew"), o innych dotychczas nie słyszałam (na przykład "liliowa epoka"). Szkoda, że wydawnictwo nie pokusiło się o pełniejsze dostosowanie tekstu do polskiego odbiorcy. Ot, przypisik, że anglojęzyczny greenhorn u nas jest żółtodziobem itp.

Dziełko krótkie, na pewno nie jest to pełen wykład. Przykłady, a nie kompletna lista. Rzekłabym, że to bardziej zbiór skojarzeń i ciekawostek, które udało się znaleźć przy pobieżnym wyszukiwaniu.

Książka ładnie wydana, bogato ilustrowana. Oczywiście, obrazki są kolorowe. Najczęściej to dzieła sztuki. Trafiają się również bogowie z różnych kultur (Hindusi i Egipcjanie lubili poszaleć z barwą skóry swoich nieśmiertelnych) i reklamy, dość często to grupy jednolicie ubranych ludzi.

Ciekawie wygląda taka grupa w strojach jednego koloru. Widać, że łączy ich wspólny cel. Jakby zawsze tworzyli armię, niezależnie od tego, czy mają na sobie mundury, czy podkoszulki z różowym trójkątem.

Szeroki — na około jedną trzecią strony — margines wewnętrzny. Niekiedy wykorzystywany na podpis do ilustracji, ale w większości pusty. Nie szkoda drzew?

Pod względem językowym nie jest źle, ale napotkałam jakieś literówki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz