środa, 6 maja 2020

"Trzy wiedźmy" — szekspirowsko

Tytuł:             Wyrd sisters   
Tytuł tłumaczenia: Trzy wiedźmy   
Autor:             Terry Pratchett
Wydawnictwo:       Corgi Books    
Rok 1. wydania:    1988           

Tym razem Pratchett rzucił na warsztat tudzież stół do tortur (ze szczególnym uwzględnieniem łaskotania piórem) Szekspira. Tytułowe trzy wiedźmy to oczywiście odniesienie do scen z "Makbeta". Uważny czytelnik obu dzieł znajdzie jeszcze liczne wspólne elementy. Ponadto Autor garściami czerpie z najbardziej znanych baśni — "Kopciuszek", "Śnieżka", "Jaś i Małgosia"... A wszystko połączone na tyle zgrabnie, że nie widać szwów.

Podobało mi się dostosowanie maleńkiego królestwa ze Świata Dysku do uniwersum Szekspira. Tym razem to wielkie Ankh-Morpork ze swoimi mordowniami znajduje się na uboczu, a w centrum rozsiadło się malutkie królestwo Lancre. Góry, paskudna pogoda, wrzosowiska... Hmmm, brzmi jak Szkocja — czyżby to kolejne nawiązanie?

Humor wydaje mi się wysokiej klasy. Te wiedźmy, które niekiedy (z marnym na ogół skutkiem) próbują być zwykłymi ludźmi, po prostu wypadają zabawnie — ich opieka nad osieroconym królewiczem, randki najmłodszej czarownicy, pobyt w lochach średniej, upór najstarszej. A przy tym widać, że każda jest inna, ale każda ma swój trudny charakterek.

Kolejna śmieszna kwestia to rozważania na temat dobrego i złego króla. Biedny kucharz, zmuszany do przyrządzania wegetariańskich potraw... Nie żebym miała cokolwiek przeciwko wegetarianom — po prostu problemy mistrza patelni zostały zabawnie opisane. Albo rzekomo doskonałe działanie gildii złodziei oraz dobroczynne skutki społeczne takiego rozwiązania. Warto samodzielnie się przekonać.

Fabule nic nie mogę zarzucić — postacie mają cele, oś wyraźna, twisty, wątki mieszają się, by w końcu zogniskować się w jednym miejscu. Uznaję, że to już Pratchett w pełnym rozkwicie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz