To chyba coś zbliżonego do socjo SF, tylko niezupełnie. Przedstawiony świat opiera się na założeniu, że nagle przestają rodzić się dzieci. I nie widzę wyjaśnienia dla tego zjawiska — nawet fantastycznego, że to decyzja Boga, demona albo spisek agresywnych kosmitów. Nic. Po prostu tak się nagle dzieje, że po którymś roku (leżącym w przyszłości w momencie opublikowania książki) niemowlęta przestają się pojawiać na świecie, kobiety nie zachodzą w ciążę, plemniki mężczyzn nie radzą sobie z zapłodnieniem... Dotyczy to ludzi na całym świecie (włącznie z indiańskimi plemionami znad Amazonki i odizolowanymi wysepkami), ale zwierząt już nie.
Takie wydarzenie wywraca porządek świata do góry nogami (weźmy chociażby implikacje ekonomiczne, emerytury) i to zostało dobrze przemyślane i przedstawione w powieści. Ale dobra socjologiczna fantastyka naukowa mówi coś o prawdziwym świecie, często przed czymś ostrzega, krytykuje jakieś rozwiązania. A o czym świadczy zachowanie ludzi w nieprawdopodobnej sytuacji?
Sama fabuła nie porywa. Przez wiele pierwszych stron protagonista trochę biadoli, jak to mu ciężko, trochę wyjaśnia działanie obecnego świata, ślizgając się na granicy infodumpów. Jest tak skoncentrowany na sobie, własnych wrażeniach, emocjach, przekonaniach, że momentami miałam dosyć tego egocentrycznego marudy. Ale w końcu zaczyna współpracować z innymi postaciami i akcja rusza z miejsca.
Pozostali bohaterowie są chyba bardziej interesujący — zróżnicowani charakterologicznie, wiekowo i zawodowo. Niby łączy ich wspólny cel, ale nie do końca.
Zabawne jest to, że akcja zacznie się lada moment — pierwszy rozdział startuje 1 stycznia 2021. Jak już wspomniałam, wartość profetyczna książki jest żadna, bo póki co dzieci ciągle się rodzą. Może w niektórych krajach mniej niż kiedyś, ale nic nie wskazuje na nagłą zapaść.
Trafiają się literówki, ale raczej rzadko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz