Autor: Joanna Chmielewska
Wydawnictwo: Kobra
Jedna z pierwszych książek Autorki. Chyba po raz pierwszy pojawia się Alicja, która odgrywa kluczową rolę, chociaż przez większość książki nie żyje. Tytuł tylko pozornie nie ma sensu. "Kraj Karoliny" to chałupnicze tłumaczenie na polski nazwy duńskiego miasteczka (i siedziby torów wyścigów konnych) — Charlottenlund. A krokodyl wziął się ze szpilek z krokodylej skóry (tudzież innych akcesoriów), które narratorka kupiła sobie za pieniądze zdobyte na wyścigach.
Zastanawiam się, jak Chmielewska to robiła, że o zbrodniach pisała tak lekko. Bo mamy tu morderstwo przyjaciółki Joanny (głównej bohaterki, znanej już z wcześniejszych książek), w tle przemyt narkotyków, ciężkie pieniądze, dużo uzasadnionych obaw o życie... A wychodzi prawie zabawnie.
Czy ten rezultat wynika z amatorskiego śledztwa Joanny? Bohaterka nie ma wszystkich potrzebnych informacji, żadnego aparatu do szukania złoczyńców, a na dodatek próbuje uwzględnić uczucia zmarłej (jeśli Alicja nie życzyła sobie wplątywania w morderstwo jakiegoś znajomego, to należy to uszanować)... W ten sposób wydatnie utrudnia działania policji. I ma jeszcze osobiste namiętności oraz animozje — pociąg do hazardu, śliczne czerwone świece z Danii, niechęć do rozczochranych młodzieńców...
A może to kwestia autoironii Chmielewskiej, która z olbrzymim dystansem przedstawia zwariowane pomysły swojego alter ego? Słowa "idiotka" czy "debilka" w odniesieniu do protagonistki ścielą się gęściej niż trupy. Jak by nie było — efekt dostajemy przyjemny.
Fabuła zaskakuje i to do ostatniej sceny. Jak to w dobrym kryminale, bardzo długo nie wiadomo, kto zabił. Wszyscy podejrzani wydają się mieć doskonałe alibi, a jedyny człowiek, który pałętał się w okolicach w feralnym czasie, pozostaje poza podejrzeniami.
Nie zauważyłam wpadek językowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz