Podtytuł "Od Arystotelesa do Darwina" zawiera sporo prawdy, ale nie całą. Książka to zbiór kilkustronicowych biografii najznamienitszych badaczy przyrody. Ale po Darwinie (nie licząc Erazma) są jeszcze Alfred Wallace i Asa Grey. Przyrodnicy są pogrupowani epokami (z grubsza): starożytność, renesans, oświecenie i XIX wiek. Średniowiecze się nie załapało, największej liczby reprezentantów dorobiło się oświecenie. Zapewne nie powinno to dziwić.
Każdy rozdział zaczyna się od krótkiego cytatu danego odkrywcy. Potem pobieżny życiorys z nieco bardziej szczegółową częścią o zainteresowaniach naukowych. Na koniec zazwyczaj kilka akapitów o znaczeniu dokonań omawianego człowieka.
Prawie zawsze są to mężczyźni (w książce pojawiły się tylko dwie panie), najczęściej zamożni dżentelmeni z Europy Zachodniej, stopniowo pojawia się domieszka Ameryki Północnej. Wyłącznie biali, to jeszcze nie były czasy dopuszczania do nauki ludzi o innych kolorach skóry.
Książka bogato ilustrowana. Dostajemy jakiś portret analizowanego badacza, do tego kilka ilustracji z jego prac. Często na całą stronę, raczej kolorowe niż czarno-białe. Z rzadka jakiś rysunek wyjaśniający ideę. No, przed wynalezieniem fotografii naturalista po prostu musiał umieć rysować. Jak oni namawiali płochliwe ptaszki do pozowania — mogę się tylko zastanawiać.
Na tapecie lądują specjaliści z różnych dziedzin. W skrócie — tych, które można podziwiać w Muzeum Historii Naturalnej w Londynie (redaktor tam pracuje) i podobnych instytucjach. Kilka stron to za mało, żeby przedstawić dokonania któregokolwiek z największych badaczy, ale można się zorientować, jak rozwijała się nauka o przyrodzie.
Na końcu książki zamieszczono kilka stron literatury dodatkowej (również w podziale na epoki) oraz indeks.
Jest także garść wpadek językowych; literówki, powtórzenia, "tą" zamiast "tę" itp.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz