Tytuł: Dziesiąte podejście
Tytuł oryginału: Tenth Time Around
Autor: J.T. McIntosh
Wydawnictwo: Alfa Autor: J.T. McIntosh
Rok 1. wydania: 1953-1965
Zbiorek dziesięciu opowiadań SF (z całą pewnością nie hard). Dość szybka lektura, raczej przyjemna. Podobno pierwszy zbiór tego Autora. Teksty wcześniej pojawiały się w różnych czasopismach, więc kolekcja raczej sztuczna, nie ma co doszukiwać się lejtmotywu.
Opowiadania dość zróżnicowane tematycznie, oparte na różnych pomysłach. Dość dużo tematyki damsko-męskiej. Czasami McIntosh gra na emocjach i stawia swoich bohaterów w trudnych sytuacjach, czasami koncentruje się na walce (ale nie na rąbance) o coś tam. Znamienna wydaje mi się silna reprezentacja szpiegów w książce. Sądzę, że zimna wojna wywarła olbrzymi wpływ na teksty.
Bohaterowie również urozmaiceni — kobiety, mężczyźni, androidzi, małżeństwa... Na ogół potrafili sobie zaskarbić moją sympatię, a co najmniej zainteresowanie losami.
Fikcji w tym SF nie brakuje, ale niekiedy pierwiastek S bywa niedopracowany — jaki płonący wodór lecący
od Słońca w stronę Ziemi? Skąd brałby tlen do spalania? Po wybuchu bomby atomowej źródło energii
gwiazd już powinno być znane. "Standardowy przedział" zamiast "odchylenia standardowego" (chociaż to może być kwestia tłumaczenia). Acz ogólnie odnoszę wrażenie, że Autor
mocno wierzy w potęgę nauki — w historyjkach nie brakuje kolonii na
innych planetach, androidów ani innych objawów dobrze rozwiniętej techniki.
Język nie jest zły, ale mógł być lepszy. Przeszkadzały mi liczby zapisywane cyframi, nawet w dialogach. Sporadyczne literówki mogłabym jakoś przeżyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz