niedziela, 18 lutego 2018

"Kości pająka" — dużo informacji

Tytuł:           Kości pająka
Tytuł oryginału: Spider Bones
Autor:           Kathy Reichs
Wydawnictwo:     Sonia Draga 
Rok 1. wydania:  2010        

Autorka jest antropologiem, pracuje jako koroner i to w książce widać. Niestety, ta znajomość tematu nie zawsze stanowi zaletę. Na pewno Reichs wie, o czym pisze. Sądzę, że we wszystkie rzeczy dotyczące zwłok — jak wyglądają i śmierdzą, co się z nimi robi na stole do sekcji itd. — można wierzyć. Fachowość bije z kart. Ale oprócz trupich ciekawostek czytelnik dostaje mnóstwo informacji, które już tak nie go interesują. Na przykład historia amerykańskich instytucji zajmujących się transportem zmarłych żołnierzy do kraju. Jak rozwijać skróty nazw, z czym się poszczególne agencje łączyły i w co przekształcały, gdzie miały siedzibę, ilu fachowców z jakich dziedzin zatrudniały... Kiedy o tym czytałam, przypominał mi się Katyń. Dla swoich zrobią wszystko, ale nas w Jałcie władowali w szambo i nawet nie wydają się zawstydzeni.

Chęć do dzielenia się informacjami widać również w innych miejscach. Autorka opisuje wszystko. Między innymi rozkład domu bohaterki. Gdyby tam później odbywała się strzelanina, to owszem, fakt, że któryś pokój zaprojektowano w kształcie litery L, miałby znaczenie dla fabuły. Ale nie, niedługo po opisaniu mieszkania narratorka wyjeżdża za granicę i już w tym tomie skrzętnie odmalowanych pomieszczeń nie odwiedza. Uznaję tego typu rzeczy — podobnie jak reakcję kota na wieść o powrocie papugi do domu — za zapychacze.

Irytował mnie również — szczególnie na początku — sposób patrzenia narratorki na facetów. Co zobaczy portki, to myśli o rozporku. Czy facet przystojny, czy wolny, czy chciał porozmawiać z jakąś inną kobietą w celach flirtu, czy powinna być zazdrosna... Gdyby tego było mało, dostajemy jeszcze analizę życia intymnego córki bohaterki. No, wolę, jeśli w kryminale jest więcej krwi niż spermy.

Córka niby jest dorosła i pracuje, ale przeważnie zachowuje się jak rozkapryszona nastolatka. A zdolność przewidywania konsekwencji własnych czynów ma na poziomie dziesięciolatki.

Fabuła ciekawa, początek nietypowy — są świeże zwłoki, daje się je zidentyfikować po odciskach palców. Problem w tym, że właściciel linii papilarnych nie żyje od kilkudziesięciu lat... Potem niezidentyfikowani denaci mnożą się jak króliki, w pewnym momencie pogubiłam się, kto jest kim, kogo udawał, a nawet ile właściwie tych trupów jest.

Językowo całkiem przyzwoicie, acz gdzieś tam mignął mi błąd w zapisie dialogów. Słownictwo zawiera fachowe terminy, ale to jeszcze nie żargon, spokojnie da się przeczytać i zrozumieć bez ukończenia studiów medycznych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz