środa, 14 lutego 2018

"Idiota" — przegadane

Tytuł:             Идиот             
Tytuł tłumaczenia: Idiota            
Autor:             Fiodor Dostojewski
Wydawnictwo:       Эксмо             
Rok 1. wydania:    1868-1869         

Książka nie przypadła mi do gustu. Głównie ze względu na brak prawdziwej fabuły. Bohaterowie nic nie robią. Nie żyją, tylko siedzą i gadają o życiu. Boją się czynów, drżą ze strachu przed wywołaniem skandalu... Uknucie intrygi polegającej na zdradzeniu czyjegoś sekretu urasta do rangi przełomowego wydarzenia. A publiczna kłótnia dalekich znajomych napotkanych podczas spaceru to już coś, o czym można plotkować przez cały sezon.

Główny bohater, tytułowy idiota, wzbudza sympatię, jednak nieco wybrakowaną. Sam nie wie, czego właściwie chce, którą kobietę kocha i którą chciałby poślubić. Towarzystwo uznało, że jest narzeczonym Agłai, to niech będzie Agłaja...

Ogólnie jednak książę Myszkin jest niespotykanie szlachetnym człowiekiem. Właśnie to czyni z niego "idiotę" w oczach znajomych. Nie dziwi więc odrzucenie protagonisty. Cóż, takim ludziom nie żyje się łatwo, budzą współczucie, acz najczęściej dopiero po śmierci. Co ciekawie, na pewnym etapie powieść miała nosić tytuł "Książę Chrystus".

Zestawienie niemal świętego Lwa Nikołajewicza ze zwykłymi — głupimi lub podłymi — ludźmi niby mogło budzić rozmaite uczucia. Ale... Kto jest bez grzechu, niech pierwszy wyśmiewa się z Jepanczynów czy Iwolginów. Zirytował mnie jednak chory na gruźlicę Hipolit. Najpierw odczytuje licznie zebranym coś w rodzaju (długiego, nudnego i pełnego dygresji) oświadczenia, duchowego testamentu, na końcu którego oznajmia, że zamierza popełnić samobójstwo. A potem jest zaskoczony, że mu to uniemożliwiają. Szok i niedowierzanie!

Jak w wielu innych powieściach Autora, można dopatrzeć się motywu walki dobra ze wszędobylskim złem. Wątek ponadczasowy, jeszcze długo będzie przewijał się przez literaturę.

Niestety, zabrakło mi jakiegoś nowego spojrzenia na słynną "rosyjską duszę". Ot, stadko zblazowanych arystokratów. Nawet poszaleć zbytnio nie mogą (wygląda na to, że posiadanie utrzymanki to już szczyt możliwości), bo przeszkadza im burżuazyjna troska o opinię. Spędzają więc czas na pogawędkach i plotkach. Dziewczęta za młodu zajmują się sztuką.

6 komentarzy:

  1. Finklo - jak zwykle nie bierzesz pod uwagę kontekstu historycznego :)!Co prawda "Idiotę" czytałem baardzo dawno temu, ale rzucę kilka ogónych uwag. "Bohaterowie nic nie robią" - a co mają robić? TV oglądać? Smsować? Wyruszyć na Mt Everest? Otóż jeśli tylko mieli zapewnione utrzymanie, to ludzie wtedy właśnie... nic nie robili. A dokładniej - plotkowali, obgadywali się czy knuli drobne intrygi. Z nudów. Poszaleć też nie mogli, bo o ile na utrzymankę można było przymknąć oko, to jakiekolwiek "zaszalenie" wiązało się z automatycznym wykluczeniem z "towarzystwa". To tak, jakbyś dostała teraz bana na internet i spotykanie ze znajomymi - w ówczesnych czasach: śmierć cywilna. Świat wówczas toczył się bardzo, bardzo powoli :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, jakieś zajęcia próbowali sobie wynajdywać. Polowali, zarządzali majątkiem, baby zajmowały się robótkami ręcznymi. Malowali i pisali wiersze. Zakładali gabinety osobliwości, kolekcjonowali motyle. Młodsi synowie zaciągali się do wojska. Albo modlili się i zostawali księżmi. Balowali, szykowali sobie suknie na imprezy. Czytali i pisali listy. Jeździli konno albo uprawiali inne sporty. Oddawali się hazardowi. Importowali wina, rękawiczki i co tam jeszcze było im potrzebne. Pojedynkowali się (w takim razie rozsądnie było najpierw poćwiczyć z bronią), podróżowali...
      A ci nic, tylko gębami ruszają. Oszaleć można.

      Usuń
  2. Te czynności, które wymieniłaś, to w przerwach :0. Zapytaj babci swojej, czym się kiedyś kobiety zajmowały, kiedy miały wolne od pracy? Plotkami. A ci, którzy nie pracowali? Toteż, owszem, byli eksploratorzy czy kolekcjonerki, ale to był ewenement. Ci którzy chcieli coś robić - wybywali (jak zauważyłaś - wojsko, kościół itp.) Ale reszta zostawała i zajmowała się głównie - gadaniem, gadaniem, gadaniem...Aha, serio było Algaja? Bo z tego co pamiętam, to rosyjskie imię to Agłaja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje obie babcie pracowały. Poza tym jedna miała działkę, a druga domek z ogródkiem i lubiła rozwiązywać krzyżówki. COŚ robiły. A tamci żyją gadaniem --- nie grają na fortepianach ani w karty (w "Wojnie i pokoju" rżnęli, aż miło, więc można), nie chodzą do teatru... Tylko się spotykają i ględzą. No, niechby chociaż baby oglądały sobie żurnale z paryską modą. Ale nie! Nawet takich zainteresowań nie mają. Teoretycznie te młode dziewczyny miały jakieś uzdolnienia; jedna malowała, druga lubiła muzykę. Ale to widać tylko przy ich przedstawianiu. Potem już talenty znikają, a zostaje niekończące się blablabla...
      Tak, faktycznie to była Aglaja. Dzięki, zaraz poprawię. :-)

      Usuń
  3. No okej. Coś tam jeszcze, oprócz plotkowania, ludzie wtedy robili. Ale jednak najlepszą rozrywką, jaką wymyśliła ludzkość, jest obgadywanie bliźnich. I na tym się życie skupiało. Poza tym - jak tu napisać powieść o hodowli sałaty albo nieudanym malowaniu akwareli?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, że plotkowanie może sprawiać przyjemność. Ale w takim stężeniu mnie odrzucało. No, jakiś przerywnik chociaż raz na dziesięć stron...

      Usuń