środa, 10 czerwca 2020

"Około północy" — mało kryminału

Tytuł:          Około północy    
Autor:          Mariusz Czubaj   
Wydawnictwo:    Wydawnictwo W.A.B
Rok 1. wydania: 2019             

Nie wiem, kto postawił tę książkę na półce z kryminałami, ale zrobił jej krzywdę. Spodziewałam się śledztwa, prawdopodobnie trupów, tajemnicy, przesłuchiwania podejrzanych, żmudnego dochodzenia do prawdy... Lubię te rzeczy. A dostałam światek artystów: chlanie, wyrywanie panienek, trochę sztuki... I za większością rzeczy z tej drugiej grupy nie przepadam. Wynudziłam się.

Doceniam, że Autor świetnie oddał punkt widzenia głównego bohatera, kontrabasisty. Cóż z tego, skoro muzyka w moim świecie zajmuje bardzo mało miejsca, a jazzu nie lubię? Być może z tego powodu wiele mi umykało. Książka zaczyna się od pogrzebu Krzysztofa Komedy, a ja nigdy o człowieku nie słyszałam. Nawet nie miałam pojęcia, dlaczego miałabym się przejmować.

Takich obcych dla mnie dziedzin było więcej. Protagonista niekiedy drobiazgowo opisuje swoje podróże po Warszawie — a jakim tramwajem jechał, a na którym przystanku wysiadł, a dlaczego wybrał taką trasę, nie inną... Byłam w stolicy pewnie kilkadziesiąt razy, ale akurat tamtych rejonów nie odwiedzałam, więc na żadne sentymenty nie ma co liczyć. Do tego dużo wspomnień z czasów wojny, okupacji, powstania. Tym przekarmiono mnie już w szkole, do dziś mam dosyć.

Wątków jest mnóstwo. Owszem, trupy też są (dwa czy trzy), ale giną w powodzi innych spraw. Nie wiem nawet, czy wszystkie zamordowane kobiety mają swoje imię — aż tak zostały zepchnięte na margines.

Rozumiem, że Czubaj porusza tematy ważne dla siebie, ale kompletnie nie wstrzelił się w moje zainteresowania. Zwłaszcza picie na umór i bzykanie dopiero co poznanych dziewczyn są mi absolutnie obce.

Dziwny zabieg — narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, ale czasami zmienia się narrator. Bodajże trzech ich występuje. Dwóch muzyków, jeden pisarz, wszyscy podobnie skonstruowani... No, nie jestem przekonana, że zauważyłam wszystkie przeskoki.

Pod względem językowym nie jest źle, ale gdzieś trafiła się błędna konstrukcja zdania. No, jeśli mamy zdanie złożone z imiesłowem współczesnym, to nie wolno zmieniać podmiotu w połowie, bo bzdury wychodzą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz