Podtytuł — "Fraszki, wiersze, bajki" — nieźle oddaje zawartość książki. To chyba wszystkie opublikowane utwory i utworki Autora, a do tego jeszcze garść z rękopisów, można więc uznać, że dostajemy dzieła zebrane Sztaudyngera. Powstawały przez całe dziesięciolecia — pierwsze wiersze pochodzą z tomu wydanego w 1925, a ostatnia datowana fraszka powstała w 1970 roku, dwa miesiące przed śmiercią. Krótka emerytura...
Książka podzielona jest na trzy części: Wiersze (a te z kolei na tomiki, w których były wydawane), Bajki oraz Fraszki (tu podział tematyczny, z grubsza odpowiadający chronologii). Najbardziej podobały mi się fraszki. Wiersze jak wiersze — obyło się bez wielkich zachwytów. Acz "Cykl łódzki" miło się czytało, bo rzadko spotykam rodzinne miasto w literaturze. Bajki również nie uwiodły. Za to fraszki!
Podziwiam zwięzłość. Czasami Sztaudyngerowi wystarczają dwa słowa (plus tytuł), by zawrzeć mnóstwo treści. Niekiedy fraszki można wręcz mierzyć w literach ("Ceń cień") — siedem sztuk, a tyle radości... Przy czymś takim słynna historia w sześciu słowach wydaje się wodolejstwem.
Fraszki są mniej niegrzeczne niż je zapamiętałam. Może się starzeję i to, co w niewinnej młodości wyglądało strasznie obrazoburczo, teraz spowszedniało (na przykład w zestawieniu z rymami Fredry). A może to jednak nie wszystkie fraszki i te najbardziej bałamutne się nie załapały do książki. Albo plotka przypisuje Sztaudyngerowi każde lapidarne świństewko.
Co można pomyśleć o Autorze na podstawie tej książki? Owszem, musiał oglądać się za niejedną kobietą. Ale dowiedziałam się, że jeszcze lubił kwiaty i przyrodę w ogóle, że wiele wędrował, że w wielu miejscach mieszkał... Złożona osobowość, chyba niesłusznie kojarzona głównie z pikantnymi wierszykami.
Chciałabym nie narzekać na język, ale... Gdzieś tam wypatrzyłam coś, co sprawia wrażenie literówki, chociaż może to licentia poetica. Gdzieś indziej powtórzenie, które chyba nie było zamierzone — słowa złoty i złocisty w dwuwersowej fraszce nie wyglądają dobrze. Jeszcze gdzieś — ubieranie ubrania, pewnie z Krakowa zaimportowane...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz