poniedziałek, 29 maja 2017

"Kontrapunkt" — obyczajówka bez fabuły

Tytuł:           Kontrapunkt        
Tytuł oryginału: Point Counter Point
Autor:           Aldous Huxley      
Wydawnictwo:     PIW                
Rok 1. wydania:  1928               

Spodziewałam się czegoś więcej po autorze "Nowego, wspaniałego świata", a tu rozczarowanie. Bohaterowie książki mieszkają w Anglii, żyją po pierwszej wojnie światowej, choć to ostatnie nie rzuca się w oczy — w momencie wydania książki określenie "wielka wojna" było raczej jednoznaczne, ale kilkanaście lat później już nie.

Autor często odwołuje się do Tołstoja, więc porównania z "Wojną i pokojem" aż się narzucają. Cóż, sam się o to prosił... W jednym i drugim przypadku bohaterami są głównie członkowie elit. Zapatrzonych w siebie, zajętych flirtowaniem, kontemplacją własnego (nie)szczęścia i dyskutowaniem o niczym klas rządzących. O ile nie zgadzam się z wieloma socjologicznymi tezami Lwa Nikołajewicza, o tyle wypada przyznać, że w jego powieści przynajmniej coś się dzieje, jest akcja, która do czegoś zmierza, losy przedstawionych ludzi jakoś się łączą, współczesny czytelnik dostaje interesujące tło historyczne. Tych zalet zabrakło mi w "Kontrapunkcie". Raptem szczątki ruchu socjalistycznego.

Z początku myślałam, że Autor przedstawia postaci. Pierwsza scenka z dwojgiem kochanków, druga z kimś zupełnie innym, w domu ludzi ledwie wspomnianych wcześniej... Ale to wprowadzanie bohaterów ciągnie się stanowczo za długo. Losy opisywanych ludzi splatają się, ponieważ to mały światek i wszyscy się znają. Pan X romansuje z panią Y, kolację jedzą wspólnie z panem Z, po czym pan Z i pani Y obgadują państwa Ź czyli teściów pana X... I tak to się ciągnie przez setki stron. Co mężowie sądzą o żonach, co żony myślą o nich, co wszyscy uważają o polityce, sztuce i muzyce...

Przyznaję — czasami zdarza się, że któryś bohater wygłosi albo pomyśli interesującą i śmiałą tezę na temat religii czy sztuki. Ale trzeba te perełki wyłuskiwać z całej góry zimnych, oślizgłych i niezbyt ładnie pachnących małży.

Fabuła... Nie wydaje mi się, że te wszystkie spotkania i pogawędki do czegokolwiek zmierzają. Ot, postacie zabijają czas, bo coś muszą robić między posiłkami. Szkoda, że mój czas oberwał rykoszetem.

Nie mam zastrzeżeń do języka, Huxley jednak pisać umie. Słownictwo bogate.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz