czwartek, 11 maja 2017

"Religie świata" — stronniczo

Tytuł:           Religie świata     
Redaktor:        Eugeniusz Dąbrowski
Wydawnictwo:     PAX                
Rok 1. wydania:  1957               

Przede wszystkim rzuca się w oczy stronnicze traktowanie religii. Dąbrowski był księdzem i chyba nawet nie silił się na obiektywizm przy opisywaniu i dobieraniu opisów innych systemów wierzeń. Autorzy a priori przyjmują, która wiara jest jedynie słuszna.

Stronniczość widać na wielu poziomach — zaczyna się od spisu treści. Religiom całego świata poświęcono około 360 stron, wierzeniom jednego Izraela — około 150. Na etapie rozdziałów: autorzy poszczególnych rozdziałów oceniają wszystko przez pryzmat chrześcijaństwa. Wszystko co podobne — jest uznawane za prawdziwe i traktowane jak zdrowy przejaw jedynie słusznej, bo zesłanej z samej góry, wiary. Niekiedy miałam wrażenie, że twórcy na siłę próbują się doszukiwać analogii. Na przykład henoteistycznym reformom Echnatona poświęca się nieproporcjonalnie dużo uwagi, w dodatku uznając je za objaw monoteizmu. W ogóle monoteizm autorzy dostrzegają podejrzanie często — u Eskimosów, wierzących przecież w mnóstwo różnych bogów i duchów, również.

Irytowało mnie również słownictwo stosowane dla określenia religii innych niż chrześcijaństwo. Raziły mnie "sekty", "pogaństwo" i "idolatria" na każdym kroku. Nawet bibliografia niekiedy podzielona jest na "katolicką" i "akatolicką". Jakoś mi się to z segregacjonizmem rasowym kojarzyło...

Przegląd różnych systemów wierzeń kończy się na "Świecie starożytnym na progu chrześcijaństwa". Nie możemy więc dowiedzieć się nic a nic o prawosławiu czy protestantyzmie. A szkoda, bo książka mogłaby dostarczyć interesujących informacji. Brakowało mi również szamanizmu.

Liczyłam na ciekawostki w rozdziale o Prasłowianach, ale okazał się strasznie skażony marksizmem. Wojna klas, interesy klas, własność środków produkcji i takie tam... Ale przynajmniej ta część została zilustrowana kilkoma rycinami. Za to w rozdziale o Meksyku i Peru zaskoczyła mnie pisownia "Kecalkoatl" — to o Pierzastym Wężu.

Ogólnie — o mało znanych wiarach nie dowiedziałam się zbyt wiele, bo i poświęcono im niewiele stron i jakoś nie mogłam zaufać autorom podkreślającym tendencje monoteistyczne. Ale w części o Izraelitach można znaleźć wartościowe omówienie historii w tle "Starego testamentu".

Trudno wypowiadać się na temat języka książki. Znalazłam mnóstwo rzeczy, które obecnie pisze się inaczej (albo i uznaje się za niepoprawne politycznie), ale nie wiem, jakie zasady panowały ponad pół wieku temu.

10 komentarzy:

  1. Finklo, zdaje się, że zbyt często przykładasz współczesną "miarkę" do dzieł wiekowych. Jak wybierasz lektury? Czego się po nich spodziewasz? Biorąc do ręki książkę napisaną przez księdza, wydaną przez katolickie wydawnictwo, spodziewasz się obiektywności? Ważenia "za" i "przeciw"? Czy czytając książkę gościa zajmującego się homeopatią oczekujesz peanów na cześć nowoczesnych leków na raka i szczepionek? Czy czytając dzieło jakiejś feministki spodziewasz się potępienia aborcji i hymnów w temacie tradycyjnego małżeństwa?
    A ci Słowianie... To był prosty deal - "wicie, rozumicie, taka książka, temat taki nie bardzo, jak chcecie byśmy ją wydali, to coś tam musi być o przewodniej sile narodu; albo chociaż o walce klas". Tak to działało wtedy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze zbyt współczesną miarką to może być prawda. Ale i blog dla współczesnego czytelnika, niech wie, czego się spodziewać.
      Lektury wybieram różnie. Ta akurat była w dużej mierze kwestią przypadku --- zajrzałam do biblioteki, spieszyłam się, ostatnio zainteresowały mnie religie, więc złapałam coś o podchodzącym tytule. Ledwo w spis treści zerknęłam; dużo różnych kultur, więc w porządku. Wydawnictwa bliżej nie znałam, na okładce nic o księżach nie było...
      Czego oczekuję? Zgodności treści z tytułem. Gdyby książkę nazwano "Religie świata a Stary Testament/ chrześcijaństwo/ monoteizm" złego słowa bym nie mogła powiedzieć. Ale i wzięłabym coś innego.
      Ach, "wicie, rozumicie" wiele tłumaczy.

      Usuń
  2. Wydaje mi się, że rok wydania (czyli 1957), wiele tłumaczy. I tak jestem zdumiony, że taka książka mogła wtedy wyjść. Religia? Opium dla mas? Naturalnym było, że tu i teraz (1957, Polska), tylko książka skupiona na katolicyzmie wyjść może. Nikt (no, może garstka) wtedy u nas o jakimś buddyzmie czy shintoizmie nie słyszał. A to nie miała być książka dla grona akademickiego, a dla ogółu. Stąd tyle o chrześcijaństwie. Jak się uczysz geografii u nas, to połowę czasu zajmuje geografia Polski. Tu było chyba podobnie - skupiono się na temacie największym i najbliższym, resztę omawiając pobieżnie. Tak mi się wydaje przynajmniej, bo książki nie czytałem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OK --- nie pomyślałam o warunkach wydawania książki. Ale wracając do geograficznej analogii: zdziwiłabym się, gdyby połowa stron w "Atlasie świata" była poświęcona naszemu krajowi. ;-)

      Usuń
    2. W Paksie mogła, to byli prokomunistyczni katolicy. Do opisu innych religii powinni być dodatkowi autorzy. Dąbrowski był biblistą, pisał głównie o tym, co znał.

      Usuń
    3. Albo wystarczyłoby zmienić tytuł.

      Usuń
    4. Też jakieś rozwiązanie. :)

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Point taken :). Wracając do nastawienia do lektury - pozaliterackie tło jest czasem niezmiernie ważne dla odbioru książki - bez znajomości realiów socjalizmu gubi się nam połowa sensu opowieści Zajdla, a cykl guslarski Bułyczowa chyba w większości traci swoją wymowę. Stąd marudzenie które gdzieś czytałem, że u Lema są niemodne rakiety i wszechobecny beton zamiast plastiku, są jak marudzenia 5-latka, że ilustracje w książce nie są animowane :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest. Tylko czytanie klasyków robi się coraz trudniejsze. ;-)

      Usuń