Tytuł: Dożywocie
Autor: Marta Kisiel
Wydawnictwo: Uroboros
Rok 1. wydania: 2010
Lekkie, zabawne wręcz, urban fantasy. Autorka bazuje na dość ogranych motywach — nawiedzonego domu, ale robi to z olbrzymią dozą humoru. Duch sam w sobie mógłby być straszny, jednak duch-poeta, a do tego bałaganiarz to już prawdziwy horror. Nie brak ciekawych kontrastów jak anioł stróż w bamboszkach. Jest również Zmora z upodobaniem gniotąca klatki piersiowe śpiących...
Uwagę zwraca przede wszystkim ironiczny język, pełen interesujących figur stylistycznych. "Zwykle obcował z przyrodą za pośrednictwem kanałów Animal Planet i National Geographic" czy koneserzy "wina marki wino, rocznik zeszła środa" to tylko przykłady.
Doceniam również fakt, że Licho mówi o sobie w rodzaju nijakim: poszłom, zrobiłom. Bardzo rzadko używana forma, ale jeśli nie jest się ani chłopcem, ani dziewczynką, pasuje jak ulał. W ogóle zróżnicowanie języka poszczególnych postaci udane, alleluja.
Fabuła nie należy do przesadnie skomplikowanych, jednak kilka wątków jest: miłość (zazwyczaj nieszczęśliwa), walka z podstępnym wrogiem, życie zawodowe przeszkadzające we wszystkim, różnorodne perypetie wszystkich niemal mieszkańców dziwacznego domu. Całość przyjemna, lecz Autorce udaje się uniknąć przesłodzenia.
Bohaterowie zarysowani grubymi kreskami — wiadomo, kto ma wzbudzać sympatię, a kto niechęć. Można dopatrzeć się również postaci niezupełnie białych ani czarnych, ale jednak wiadomo, komu czytelnik powinien kibicować. Postacie fantastyczne niby ze sztampowych ras, ale prawie zawsze z jakimś oryginalnym, najczęściej śmiesznym, dodatkiem, który skutecznie przełamuje schematy.
Warto również wspomnieć o licznych odwołaniach do literatury; romantyczny duch-poeta nieźle wywiązuje się z tego obowiązku.
Nie mam zastrzeżeń do języka. Jeśli były jakieś niedociągnięcia, to przeoczyłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz