wtorek, 7 listopada 2017

"Playback" — obcy świat

Tytuł:           Playback        
Tytuł oryginału: Playback        
Autor:           Raymond Chandler
Wydawnictwo:     Czytelnik       
Rok 1. wydania:  1958            

Nie bardzo widzę związek między tytułem a treścią książki. Przedostatnia z serii, w której bohaterem jest Philip Marlowe. Dostaje zlecenie, aby śledzić kobietę jadącą dokądś pociągiem. Biednemu detektywowi nikt, łącznie z klientem, nie chce powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Prawda jest towarem niezmiernie deficytowym. Na czym polega zagadka, też nie bardzo wiadomo.

Nie podobał mi się przedstawiony świat, a zwłaszcza stosunek do kobiet. Mogłabym przeżyć, że Marlowe flirtuje z każdą co ładniejszą. Ale dlaczego one od razu idą z nim (i nie tylko) do łóżka, jeśli akurat nie mają lepszego pomysłu na wieczór? Seksistowskie żarciki — że jeśli sekretarka potrafi pisać na maszynie, to już niemal uchodzi za geniusza. Oprócz tego można pyskującą babę uderzyć w knajpie i nikomu to zbytnio nie przeszkadza.

Za to można zwrócić uwagę na historyczność dekoracji, zachowań... Taaak, były kiedyś takie czasy, że nawet w Stanach nie używano telefonów komórkowych. Za to czekało się na umówiony telefon w pobliżu budki. Że też one nie psuły się tak notorycznie jak u nas... O połączeniu międzynarodowym uprzedzała telefonistka z centrali, a nie wyświetlacz.

Bohater jest straszliwie szlachetny. Biją go, próbują zastraszyć, ale dzielny detektyw niczego się nie boi. I częściej odmawia przyjęcia pieniędzy niż je bierze. Inna sprawa, że absolutnie nie znam cen panujących w Ameryce w latach pięćdziesiątych. Czy dwieście ówczesnych pięćdziesiąt dolarów to dużo?

Kryminalne aspekty powieści też mi nie przypadły do gustu. Detektywowi do tego stopnia nikt nie chce nic ciekawego powiedzieć, że i ja nie wiedziałam, o co w tym chodzi. A jego wyczucia zdecydowanie nie mam. W rezultacie wyjaśnienie pojawia się jak królik z kapelusza. W jaki sposób Marlowe do niego doszedł — nie wiadomo.

Język bez fajerwerków, nie jest jakoś wyszukanie bogaty. Ale przynajmniej literówek nie ma dużo. Aha, zaskoczyła mnie anomalia anatomiczna — uda nad nogami (s. 82 w moim wydaniu).

16 komentarzy:

  1. Z tymi dolarami to ciekawe. Według tego kalkulatora ( https://www.dollartimes.com/calculators/inflation.htm ), to ponad 2,5 tysiąca dzisiejszych. Nie znana jest tu co prawda metodologia, wg której dokonuje się tych przeliczeń, ale coś jest na rzeczy. Tu fajny wykresik -
    http://www.zerohedge.com/sites/default/files/images/SeanMaloneRiseFallDollarLarge.jpg . Reasumując - na pewno było to sporo pieniędzy. A co do Chandlera - zagadki kryminalne nie były dla niego najważniejsze. Podobno nawet on sam nie wiedział, kto popełnił zbrodnię w "Laleczce". A ten seksizm... Takie to były czasy. Kryminały nie były przeznaczone dla gospodyń domowych, a dla prawdziwych "macho". Stąd i takie podejście do kobiet. I jeszcze - telefony się nie psuły? A co się psuło? Jeśli się coś wtedy produkowało, miało służyć lata. Pojęcie jednorazówek nie zostało jeszcze wynalezione (chyba). Szczęśliwi ludzie :)!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. :-) Aż tyle forsy? Nie spodziewałam się. No to trochę musieli mieć inflacji. Chociaż, skumulowana przez ponad pół wieku...
      A czy Doyle pisał dla pani Hudson? Też pewnie nie za bardzo. A jednak doktor Watson potrafił zachowywać się jak dżentelmen. No, nie spodobało mi się to spojrzenie na świat. Nie mam ochoty się z nim identyfikować, a tu narracja pierwszoosobowa.
      W naszym, socjalistycznym ustroju psuło się chyba wszystko, co zawierało materię. ;-/

      Usuń
    2. Wartość dolara na przestrzeni lar przelicza się w stosunku do siły nabywczej (kiedyś do wartości w złocie). Tabelka jest choćby tu: https://pl.wikipedia.org/wiki/Dolar_ameryka%C5%84ski

      Usuń
    3. Tak, dzięki. Teorię z grubsza znam, tylko konkretnych wartości nie miałam. :-)

      Usuń
  2. Doyle pisał w innych czasach. Czy lepszych niż Chandlera? Kobieta mogła zostać tylko kurą domową, a sekretarką to najwyżej własnego męża (jedna Irene Adler wiosny nie czyni). Takie są kolejne etapy emancypacji, i jednak wolę chyba czasy Chandlera niż Holmesowskie. Z drugiej strony - nigdy się jakoś nie zastanawiałem podczas lektury nad sposobem traktowania kobiet. Bo należałoby chyba nie czytać wtedy nic poza literaturą współczesną (nie tylko stosunek do kobiet, ale i do niewolników, dzieci, zwierząt zdecydowanie nie przystawał do dzisiejszych norm). Ale czy to, że Lovecraft nie lubił Murzynów, jest powodem by nie czytać jego opowiadań?
    A psucie - u nas się psuło, bo było fatalnie wykonane. Tam się nie psuło, bo było dobrze wykonane, ale "świat poszedł naprzód" i teraz się psuje po to, by trzeba było kupić nowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przesadzajmy, że tylko sekretarką. W żadnych czasach suknie arystokratek się same nie szyły, nie haftowały, nie prały... Zdaje się, że Newtona na francuski po raz pierwszy przetłumaczyła właśnie kobieta, więc i prace umysłowe się trafiały. A po drugiej wojnie zmiany poszły jeszcze dalej. Może Stany zostały nieco z tyłu.
      Z niewolnikami itd. masz rację, ale można o tych sprawach pisać na różne sposoby: uwypuklać, bagatelizować, wychwalać, krytykować...
      W "Playbacku" stosunki damsko-męskie mnie nieprzyjemnie zaskoczyły. Ten poziom nie raziłby w patriarchacie. No cóż, z całą pewnością nie jestem macho, wymykam się z targetu.
      A rasizm Lovecrafta też nie pomaga jego tekstom, IMO.
      Psucie. Może nawet u nich też się czasami psuło, ale było szybko naprawiane, bo komuś na tym zależało.

      Usuń
  3. Zawsze się znajdzie jakiś wyjątek (Skłodowska czy Hypatia z Aleksandrii), ale ogół był jaki był - czyli ekstremalnie patriarchalny. I trzeba się z tym pogodzić, bo taka była rzeczywistość. A naginanie realiów do naszych dzisiejszych standardów pachnie "twórczością" pani Jemisin przy przerabianiem na nowo dra Dolittle czy Pippi. Nie tędy droga! Można się na postawę Chandlera czy Lovecrafta zżymać, można ich nie lubić, ale takie były czasy po prostu. Przecież gdyby pisali o różowych jednorożcach i tolerancji płciowej, toby... nie pisali! Nikt by ich nie wydawał i nie czytał. Takiego targetu wtedy nie było. Toteż - skupmy się na plusach ich prozy, bo minusy być muszą, bo są wpisane w ówczesne życie, postawy i poglądy. Tak być musi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie można cały czas tkwić w ekstremum, wahadełko lubi kursować. Książka wyszła wyszła pod koniec lat pięćdziesiątych XX wieku. Do tego czasu w większości krajów kobiety miały już prawa wyborcze, mogły się uczyć i zdobywać wyższe wykształcenie w niemal dowolnych dziedzinach. W Rosji bywały traktorzystkami... Nie uwierzę, że w Stanach jedyne dostępne oferty pracy to sekretarki albo utrzymanki (a tak by wynikało z "Playbacku"). Nie sądzę, że "taka była rzeczywistość". Zgodzę się, że Chandler pisał dla macho, więc takich barw używał. Do mnie nie przemawiają, acz jeszcze kiedyś dam Autorowi szansę.

      Usuń
  4. Trochę oburzasz się na rzeczywistość, nieistniejącą, ale jednak. Że nie podoba Ci się stosunek czy też zachowania - rozumiem. Ale jakby pójść tym tropem, to takiego "Buszującego..." Salingera też kiepsko trzeba by oceniać, bo gówniarz, który pali, pije i zadaje się z prostytutkami podczas wagarów to już chyba przesada... Nie w opisie rzeczywistości chyba tkwi jakość książki, lub jej brak. Inna rzecz, że można to zrobić dobrze i po coś lub nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oburzam się. Autor wykreował jakiś świat, a mnie on się nie podoba. Pośrednio również bohaterowie -- no, kobieta, która wskakuje praktycznie obcemu facetowi do łóżka tak po prostu, z nudów? Nieee. Dziwkę mogłabym zrozumieć, ona coś z tego ma. Ale szybkie bzykanko, a potem "miło było, chłopcze, teraz spadaj"? Do tego detektyw nie przeleciał chyba tylko jednej młodej kobiety, która pojawia się w więcej niż jednej scenie. Same nimfomanki spotykał? Zgrzyta mi to i przeszkadza.

      Usuń
  5. U Doyla to nie tyle inne czasy (chociaż oczywiście też, w dodatku wcześniejsze), co inny świat. Ułożony, grzeczny, w którym dobro wygrywa. U Chandlera zło jest wszechobecne,korupcja, bezkarność grubych ryb, plus faktycznie negatywny obraz kobiet. W innych powieściach są jeszcze gorzej przedstawione, zabijają, oszukują. Nimfomanka w sensie ścisłym trafia się chyba tylko jedna, Marlowe jej odmawia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cholera, to u nas robi się jak u Chandlera. Tylko prohibicji brakuje. Ale raczej idziemy w stronę ZSRR, więc może to nam nie grozi.

      Usuń
    2. Cholera wie co gorsze. A Chandler o język dbał bardziej niż o historię, słynął z wyszukanych porównań, wielu późniejszych autorów próbuje naśladować jego styl. Z powieściami może być taki problem, że wkładał tam przerobione fragmenty opowiadań (a Ty niektóre już znasz).

      Usuń
    3. No, myślę, że rząd, który u nas próbowałby wprowadzić prohibicję, miałby miliony ludzi na ulicach. Powiadasz? Nie zauważyłam, żeby język błyszczał bogactwem i wyrafinowaniem. Pewnie kwestia gustu.

      Usuń
    4. Miałby. Na pewno kwestia gustu. Może pomysłowe będzie lepszym określeniem. W innych powieściach na pewno jest sporo aluzji literackich (w tej chyba też, ale nie jestem pewny). Z tymi udami to chyba celowe (mam to samo wydanie), dla uniknięcia oskarżeń o pornografię. Zaczynały się uda, a kończyło coś innego.

      Usuń
  6. Przeciwko "pomysłowemu" nie będę protestować.
    Uda. Jakikolwiek był cel, na pewno dałoby się go osiągnąć zgrabniej.

    OdpowiedzUsuń