Tytuł: Czas, przestrzeń, rzeczy
Tytuł oryginału: Time, Space and Things
Autor: Brian K. Ridley
Autor: Brian K. Ridley
Wydawnictwo: Wydawnictwo CiS
Rok 1. wydania: 1976
Książka napisana dość dawno temu, ale czytałam wydanie trzecie, które Autor wypuścił z rąk w 1994. Na pewno sporo się od tego czasu pozmieniało, jednak nie odczuwałam braków. Ridley na tyle przystępnie, na ile to możliwe, wyjaśnia najważniejsze terminy w fizyce, ze szczególnym uwzględnieniem kwantowej.
Jedenaście rozdziałów, każdy rzetelnie omawiający któreś z podstawowych pojęć fizycznych — między innymi te wymienione w tytule. Ponadto trzy dodatki (w tym jeden wiersz, nie wiedzieć czemu, nie przetłumaczony na polski) oraz indeks.
Niektóre rzeczy już wiedziałam, jednak wiele poznałam z książki. Na przykład — skąd wiadomo, że elektrony mają spin (zaobserwował kto kiedy, że toto wiruje?) a kwarki kolory. Ot, trzeba było przyjąć takie założenie, żeby pewne rzeczy miały sens, a niektóre reguły nie zostały zgwałcone...
Ujęła mnie ironia, z którą Ridley traktuje modele teoretyczne. Ach, ta bezcenna bila z utopium, która — w zależności od potrzeb — może być elektronem lub galaktyką! Co fizycy by bez niej zrobili? Nawet programy szkolne ucierpiałyby bez brył doskonale sztywnych i paru innych idealnych obiektów. Na plus również odwołania do literatury. Autor musi bardzo lubić Lewisa Carrolla.
Cieszy również porządna redakcja przeprowadzona przez polskie wydawnictwo — z wyjaśnieniami, gdzie Ridley raczył zlekceważyć ostatnio obowiązujące formułki włącznie. Książkę ilustrują schematyczne rysunki, na ogół dość dobrze opisane.
Język obfituje w różne terminy specjalistyczne — roi się od nazw cząsteczek, rozmaite pędy i energie też się pojawiają. Mimo to sprawia wrażenie lekkiego, zapewne dzięki przebłyskom humoru. Autorowi udało się pozbyć niemal wszystkich wzorów matematycznych i całej abstrakcyjnej algebry macierzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz