piątek, 15 marca 2019

"Z przyczyn naturalnych" — nie całkiem naturalnie

Tytuł:           Z przyczyn naturalnych
Tytuł oryginału: Natural Causes        
Autor:           James Oswald          
Wydawnictwo:     Jaguar                
Rok 1. wydania:  2012                  

Kryminał szkockiego pisarza, akcja również rozgrywa się w Szkocji. Trupów mnóstwo, jeden bardziej zmasakrowany od drugiego, ale nie odniosłam wrażenia, że Autor próbuje epatować flakami. Co zrobić, taka sprawa się inspektorowi trafiła.

Odrobinę irytowała mnie nadnaturalność akcji. Nie mam nic przeciwko fantastyce, na odwrót — bardzo ją lubię, ale nie wtedy, gdy służy jako wyjaśnienie zbrodni, która nastąpiła w naszym, zwyczajnym świecie. Magią można wytłumaczyć wszystko, ale czasami to wygląda jak pójście na łatwiznę.

Dostajemy wyjątkowo dużo zwłok, chyba kilkanaście. Pod koniec już nie byłam w stanie przypomnieć sobie po samym nazwisku, kim był ten czy tamten trup ani kogo zabił.

Mimo tego książkę czyta się przyjemnie — wciąga od samego początku. Protagonista ma bardzo pod górkę; w pracy utrudnia mu życie wyższy stopniem idiota, w życiu prywatnym — umiera ostatnia osoba z rodziny... Do tego ciągle pojawiają się nowe trupy i inspektor musi tak często uczestniczyć w autopsjach, że aż patolog zaczyna się z niego nabijać. Trudno nie kibicować biednemu bohaterowi.

Przeszkadzał mi jeszcze fakt, że zbyt wielu rzeczy można się domyślić. OK, policjant nie może wiedzieć, że dwie różne sprawy okażą się ściśle ze sobą powiązane. Ale czytelnik patrzy na to inaczej: skoro obie poznaje ze szczegółami, to znaczy, że obie mają znaczenie. A potem pozostaje tylko czekanie, aż śledczy też na to wpadną. Na dodatek tytuł pozwala odgadnąć dużą część zakończenia.

Nie wszystkie wątki zostały starannie domknięte, wyciek fotografii od techników został potraktowany bardzo pobieżnie, a kwestia, skąd wróżbitka tak wiele wiedziała — w ogóle pominięta. Ale to początek dłuższej serii (póki co, osiem części), być może Oswald chciał pozostawiać sobie otwarte furtki. Albo nie dopilnował...

Aha, jeszcze jedno — rozbawiła mnie uwaga, że jeden i osiem dziesiątych promila to stan tuż przed utratą przytomności. Chyba jednak Polacy i Rosjanie mają inne geny niż reszta świata.

Pod względem językowym przyzwoicie, chociaż trafiają się zgubione podmioty i literówki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz