Tytuł: 7 razy dziś
Tytuł oryginału: Before I Fall
Autor: Lauren Oliver
Autor: Lauren Oliver
Wydawnictwo: Otwarte
Rok 1. wydania: 2010
O mały włos nie rzuciłam tej książki w cholerę. W pierwszej części bohaterka jest tak pusta, że bańka mydlana pewnie by ją przygniotła. To amerykańska nastolatka, karykaturalnie głupia i skoncentrowana na sobie, przyjaciółkach, ubraniach, chłopaku, stwarzaniu pozorów bycia kimś i imprezowaniu. Pod koniec wracają z psiapsiółkami, wszystkie pijane, samochodem i mają wypadek.
Czytanie o tych wszystkich pseudomyślach płytkich dziewuch bardzo mnie męczyło i miałam wielką ochotę, żeby sobie odpuścić te tortury, ale chciałam przebrnąć chociaż przez 100 stron. Na szczęście przed setką się poprawiło.
Następnego dnia protagonistka się budzi i znowu jest piątek — dzień feralnej imprezy. Ale tym razem dziewczyna próbuje coś zmienić, raczej nieporadnie. Chyba już za trzecim razem orientuje się, że ona w tym samochodzie umiera. Cóż, bohaterka nie jest zbyt bystra, jednak przynajmniej priorytety jej się przestawiają.
W powieści jest dużo obyczajówki, fantastyka sprowadza się do niewyjaśnionego powtarzania ostatniego dnia życia. Raczej dla młodzieży — ludzie, którzy dawno temu przestali być nastolatkami, mogą nie zdzierżyć infantylnego początku. Jednak późniejsze obserwowanie zmian zachodzących w protagonistce może okazać się interesujące. Książka stoi przemianą bohaterki.
Acz pewnie rzeczy z góry wiadomo — wielka miłość rozwiązuje każdy problem. O ile jest prawdziwa, oczywiście. I koniecznie trzeba ją czuć do tego wspaniałego rycerza na białym rumaku, co to w każdej sytuacji pomoże damie. To pewnie wyjaśnia, dlaczego na świecie pozostaje tyle nierozwiązanych problemów...
Acz pewnie rzeczy z góry wiadomo — wielka miłość rozwiązuje każdy problem. O ile jest prawdziwa, oczywiście. I koniecznie trzeba ją czuć do tego wspaniałego rycerza na białym rumaku, co to w każdej sytuacji pomoże damie. To pewnie wyjaśnia, dlaczego na świecie pozostaje tyle nierozwiązanych problemów...
Pod względem językowym byłoby nieźle, gdyby nie paskudny błąd ortograficzny (s. 228). Mylenie "strużki" ze "stróżką" to szkolny byk i nie spodziewałam się znaleźć go w książce. Tym bardziej, że w tym samym zdaniu pojawia się "strumyk", który chyba powinien sugerować, że chodzi o słowo pochodzące od strugi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz