wtorek, 14 maja 2019

"Behawiorysta" — kryminał z refleksją

Tytuł:          Behawiorysta  
Autor:          Remigiusz Mróz
Wydawnictwo:    Filia         
Rok 1. wydania: 2016          

Ciekawe w powieści są refleksje, do których może skłonić lektura. Książka porusza problemy etyczne, głównie znany powszechnie dylemat wagonika, ale podany w ciekawych odsłonach. "A jak ty postąpiłbyś w takiej sytuacji?" — chwilami niełatwo odpowiedzieć na to pytanie. Aż można uwierzyć, że czasem lepiej nie wiedzieć i nie sprawdzać.

Konstrukcja mało typowa jak na kryminał — niby policja aresztowała sprawcę, ale właściwie nic jej to nie dało. Nawet jego nazwiska. A facet wkrótce wydostaje się na wolność i mąci dalej. To interesujące posunięcie, nie przypominam sobie podobnego zagrania. Zazwyczaj ujęcie mordercy kończy sprawę.

Mistrzowskie trzymanie w napięciu i zaangażowanie emocjonalne odbiorcy. Zaczęcie od zamachowca barykadującego się w przedszkolu pełnym dzieciaków jest prawie równie dobre, jak od trzęsienia ziemi. Może nawet lepsze, bo z żywiołem nie da się negocjować. I do samego końca coś się dzieje, zazwyczaj są to nieoczekiwane zwroty. Autor dobrze rozwiesił strzelby Czechowa (acz w jednym przypadku wyszło to nienaturalnie).

Jednak sporą część zainteresowania straciłam, kiedy tytułowy Behawiorysta — od pierwszych stron kreowany na inteligentnego i niesamowicie opanowanego człowieka — postąpił impulsywnie i bezsensownie jak nastolatka na pierwszej randce. No, nie przepadam za bohaterami-idiotami, a tamten czyn był wyjątkowo głupi. Potem trudniej mi było kibicować protagoniście, który z własnej woli wrąbał się w kłopoty, bo chciał zrobić coś nieprzewidywalnego. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że ten człowiek zrobił coś sprzecznego z własnym charakterem, chociaż niezbędnego dla fabuły.

Postacie drugoplanowe dobrze zarysowane. Podobało mi się, że bohaterowie często posługują się odrębnymi stylami. Ktoś mówi wyjątkowo starannie, ktoś używa slangu, ktoś ledwo potrafi się komunikować...

Akcja rozgrywa się w Opolu i okolicach. Dla Autora to miasto rodzinne, ja nigdy tam nie byłam, więc wymieniane nazwy ulic i pobliskich miejscowości traktowałam raczej obojętnie. Za to spodobało mi się (oszczędne) używanie śląskiej godki. Moim zdaniem, urozmaiciło tekst. No i odczuwałam satysfakcję, że z grubsza rozumiem słowa, z którymi bohaterowie (niby od lat pracujący w Opolu) mieli problem.

Smaczku dodaje terminologia muzyczna — tytuły części czy numerowanie rozdziałów za pomocą ósemek.

Pod względem językowym całkiem przyzwoicie. Często mylone zwroty używane są prawidłowo. Tylko jedna błędna konstrukcja mi zgrzytnęła. Z jednej strony — padła w wypowiedzi, więc może tak miało być. Ale z drugiej — ta postać miała niezłe wykształcenie i jeszcze lepszą władzę nad słownictwiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz