czwartek, 2 kwietnia 2020

"Niedorajda" — kpiny z poradników

Tytuł:          Niedorajda       
Autor:          Michał Rusinek   
Wydawnictwo:    Wydawnictwo Agora
Rok 1. wydania: 2019             

Podtytuł brzmi "Czyli co nam radzą poradniki". Jakoś opisuje treść książki, ale niezupełnie. Autor nabija się z rozmaitych poradników, książkowych i internetowych, poświęconych różnym tematom. Książka składa się z dwunastu rozdziałów i większość wiąże się z jakimś popularnym typem poradnika; od "Jak podrywać" do "Jak uprawiać seks". Wbrew pozorom między tymi dwiema pożytecznymi umiejętnościami zawarto sporo innych, z całkiem odmiennych dziedzin.

To nie jest systematyczne omówienie poradników, tylko kpiny z wybranych fragmentów. Owszem, często są wzajemnie sprzeczne, czasem po prostu głupie, niekiedy pisane "po polskiemu", który — jak powszechnie wiadomo — jest bardzo trudna język.

Niespecjalnie rozumiem, co miało być celem stworzenia książki. Odnoszę wrażenie, że to zebrane felietony, którym znaleziono jakiś wspólny mianownik. Żeby nie wyszło żałośnie krótko, do najpopularniejszych poradników dorzucono żarty z oferty placówek sklepów pocztowych, nagłówków i tatuaży (oraz mnóstwo pustych stron między rozdziałami). Ale chyba lepiej się coś takiego przyswaja się w czasopiśmie — po troszeczku, raz na tydzień. W dużym stężeniu traci wiele uroku.

Czyta się szybko, jak zbiór dowcipów. Bo i właściwie do tego się książka sprowadza — cytacik, złośliwy komentarz, następny cytacik... Ciekawym zabiegiem wydaje mi się wydrukowanie obśmiewanych fragmentów na zielono.

Rozrywka w miarę miła, ale nie mam poczucia, że czegoś się nauczyłam. A na to liczyłam. W sumie nie wiem, czy tytułowy niedorajda to ktoś, kto czytuje poradniki, bo potrzebuje rad, czuje się "niedoradzony", czy też ktoś, kto ich nie czyta i nie wie, jak zostać kimś tam czy perfekcyjnie zrobić coś tam...

Odrobinę irytowało mnie królewskie "my" Rusinka. Gdyby pisało więcej ludzi niż jeden. Ja wiem, że w naukowym tekście to uchodzi. Ale książka naukowej nie przypomina, a kpienie ex cathedra z niedouczonych doradzających zgrzytało.

Językowych koszmarków nie znalazłam (tego na zielono nie liczę). Niektórym ludziom po prostu nie wypada strzelać byki, choćby w interpunkcji.

8 komentarzy:

  1. Tak, to zebrane felietony. Czytałem niektóre pojedynczo. Ano właśnie nabija się, mało tam analizy, zresztą nie bardzo jest co analizować w tych obśmianych fragmentach. My może być perswazyjne (bez cytatu nie stwierdzę).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytanie pojedyncze pewnie dostarcza więcej przyjemności. Perswazyjnie, powiadasz? Hmmm. Nie odniosłam takiego wrażenia, ale już dokładnie nie pamiętam.

      Usuń
    2. Mnie nie dostarcza, bo nie lubię Rusinka. Miałem na myśli zdania typu: wiemy, że coś jest jakieś. Budowanie (złudzenia) wspólnoty z czytelnikiem.

      Usuń
    3. Hmmm. Słabo ze wspólnotą, bo z mgły niepamięci wyłaniają mi się zdania typu, że lubimy wino i szanujemy kobiety, a mimo to czujemy się męsko, wbrew jakiemuś tam poradnikowi.

      Usuń
    4. Tak, było coś takiego. Pewnie mówi o sobie, ale chyba też zwraca się do podobnie myślących. Tak czy inaczej, masz rację, że książka nie przypomina naukowej.

      Usuń
    5. Czyli osiągnęliśmy jakiś konsensus. :-)

      Usuń
    6. Zaiste. :)

      Usuń