sobota, 11 kwietnia 2020

"Nomen omen" — i śmieszno, i straszno

Tytuł:          Nomen omen  
Autor:          Marta Kisiel
Wydawnictwo:    Uroboros    
Rok 1. wydania: 2014        

Początek cyklu wrocławskiego opowiadający o perypetiach Salki Przygody. Pojawiają się niektóre postacie, które przemkną w późniejszej "Toni". Protagonistka nie ma w życiu lekko — nietypowe imię, mało kobiecy wzrost, zwariowani rodzice, nieodpowiedzialny młodszy brat...

Z jednej strony, powieść skrzy się od humoru — w postaciach, dialogach, sytuacjach, komentarzach. Z drugiej — pobrzmiewają i poważne nutki, bo ktoś łazi po Wrocławiu i zabija drobne blondynki. Coś podobnego do książek Chmielewskiej, tylko z fantastyką na dodatek. I z kiełkującymi romansami, ale widać żadna powieść nie może być doskonała. ;-)

Uwagę zwraca lekki język — pełen barwnych porównań, ironicznych komentarzy... Nawet zróżnicowane żargony bawią. Bo innym stylem posługuje się doktorant na polonistyce, a innym — Niedaś, mało lotny brat Salki. Licznych wtrętów o farmieniu czegoś tam w Warcrafcie nawet nie rozumiałam, ale jakoś mi to nie przeszkadzało.

Autorka dobrze wykorzystuje wykształcenie, również tym razem wplata do opowieści nawiązania literackie ze szczególnym uwzględnieniem polskiego romantyzmu. Czyżby jakieś ciągoty do tego okresu?

Postacie barwne. Każda ma własny bagaż doświadczeń, dążenia. Dobrze zbudowane, nawet siostry trojaczki różnią się charakterkami (chociaż nie wyglądem).

Fabuła w porządku, pełna zwrotów akcji, ale należycie sygnalizowanych wcześniej, niewyskakujących na czytelnika znienacka niby czołg.

Nie zauważyłam żadnych wpadek językowych, za to kilka barwnych i godnych zapamiętania cytatów. "Człowiek człowiekowi panią z dziekanatu". ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz